Zasoby strategiczne czy neoimperializm? Kulisy negocjacji między Trumpem a Ukrainą
Wprowadzenie: Pojawiły się doniesienia o negocjacjach między ekipą Donalda Trumpa a Ukrainą w sprawie pozyskania ukraińskich surowców naturalnych jako warunku dalszego wsparcia USA. Już wcześniej Trump sygnalizował, że oczekuje od Kijowa ustępstw surowcowych w zamian za pomoc w wojnie – otwarcie mówił o konieczności uzyskania dostępu do ukraińskich metali ziem rzadkich w zamian za finansowe wsparcie obrony Ukrainy. Z kolei prezydent Wołodymyr Zełenski deklarował gotowość do współpracy z USA przy wydobyciu i przetwórstwie pierwiastków ziem rzadkich oraz innych kluczowych minerałów podczas rozmów z agencją Reuters. Na tej kanwie administracja Trumpa zaproponowała Kijowowi zawarcie umowy dotyczącej ukraińskich zasobów naturalnych – jednak warunki tej umowy oraz to, czy została ona podpisana, budzą kontrowersje i różne interpretacje. Poniżej analizujemy, czy chodziło tylko o metale ziem rzadkich, czy też inne bogactwa (lit, tytan, uran, itp.), a także czy Zełenski faktycznie miał podpisać taką umowę i dlaczego ostatecznie tego nie zrobił, uwzględniając relacje zarówno oficjalne, jak i spoza głównego nurtu medialnego.
Zakres negocjacji: metale ziem rzadkich czy inne surowce?
Choć w medialnych wypowiedziach najczęściej pojawia się hasło „metale ziem rzadkich”, faktyczny zakres zasobów będących przedmiotem rozmów jest szerszy. Ukraina dysponuje ogromnym bogactwem surowców mineralnych, w tym wieloma tzw. minerałami krytycznymi. Według danych ukraińskiego Ministerstwa Gospodarki kraj posiada złoża 22 z 34 surowców uznawanych przez UE za krytyczne – obejmuje to m.in.:
- pierwiastki ziem rzadkich (zestaw 17 metali strategicznych),
- nikiel,
- lit,
- tytan,
- uran,
...a ponadto duże zasoby grafitu oraz tradycyjnych bogactw, jak rudy żelaza, złoża ropy naftowej i gazu ziemnego. Innymi słowy, stawką tych negocjacji są szeroko pojęte surowce krytyczne, kluczowe dla nowoczesnych technologii, obronności i energetyki. Dla przykładu, tuż przed inwazją Rosji Ukraina była jednym z czołowych eksporterów tytanu (ilmenit z Ukrainy stanowił ok. 5% światowej produkcji rudy tytanu), posiada też największe w Europie rezerwy uranu oraz niewykorzystane dotąd bogate złoża litu. Zatem nie chodzi wyłącznie o metale ziem rzadkich sensu stricto – USA zainteresowane są ogółem ukraińskich zasobów strategicznych, od rzadkich metali po paliwa kopalne. Potwierdzają to przecieki na temat amerykańskiej propozycji: według nich strona amerykańska domagała się wyłącznych praw do „zasobów mineralnych, ropy naftowej i gazu, portów oraz innej infrastruktury” Ukrainy jako formy rekompensaty za udzieloną pomoc. Sam Donald Trump wskazywał, że Ukraina posiada „niezwykle cenne złoża metali ziem rzadkich, ropy i gazu oraz innych rzeczy” – i że USA oczekują zabezpieczenia tych bogactw. Widać więc wyraźnie, iż stawką rozmów były zarówno metale ziem rzadkich, jak i inne surowce naturalne o strategicznym znaczeniu (w tym lit, tytan, uran i paliwa kopalne).
Proponowana umowa i jej warunki
Projekt umowy zaproponowany Ukrainie przez administrację Trumpa zakładał ścisłe powiązanie dalszej pomocy wojskowej z udziałami USA w ukraińskim sektorze wydobywczym. Z ujawnionych szczegółów wynika, że warunki wstępnej oferty były dla Kijowa bardzo trudne. The Telegraph – które dotarło do projektu dokumentu – określiło je wręcz jako „amerykańską kolonizację ekonomiczną Ukrainy na zawsze”. Według tego źródła projekt przewidywał m.in.: przekazanie Stanom Zjednoczonym 50% przychodów z wydobycia surowców na Ukrainie oraz 50% wartości wszystkich nowych licencji na wydobycie wydanych podmiotom trzecim. Mało tego, USA uzyskałyby prawo pierwokupu – czyli pierwszeństwo zakupu – każdego eksportowanego surowca z Ukrainy, co de facto dawałoby Waszyngtonowi kontrolę nad znaczną częścią gospodarki ukraińskiej. W celu realizacji umowy planowano utworzenie specjalnego funduszu z „wyłącznym prawem do ustalania kryteriów i zasad” przyznawania przyszłych koncesji i projektów wydobywczych. Warunki te oceniono jako gorsze niż historyczne reparacje wojenne – „gorsze niż powojenne reparacje” nałożone na pokonane państwa po 1945 r.. Co istotne, pierwotna wersja umowy nie przewidywała żadnych dodatkowych gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy – zawierała jedynie żądania i ograniczenia nałożone na Kijów, bez konkretnego pakietu nowej pomocy finansowej czy wojskowej. Taka jednostronność budziła duży niepokój ukraińskich władz. Źródła zaznajomione z negocjacjami wskazują, że Ukraina była rozczarowana, iż projekt nie zawierał klauzuli bezpieczeństwa – Kijów oczekiwał, że w zamian za udziały w swoich bogactwach otrzyma przynajmniej silniejsze gwarancje obronne od USA. Z kolei z punktu widzenia administracji Trumpa, sama propozycja wspólnych inwestycji w surowce miała pełnić rolę takiej gwarancji: doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa Mike Waltz przekonywał publicznie, że amerykańskie inwestycje w ukraińską gospodarkę i zasoby to „najlepsza gwarancja bezpieczeństwa, jaką Ukraina może otrzymać” – cenniejsza nawet niż kolejna dostawa amunicji. Innymi słowy, strona amerykańska argumentowała, że wiązanie gospodarcze USA z Ukrainą poprzez złoża zapewni trwałe zaangażowanie Waszyngtonu w obronę Ukrainy, podczas gdy dla strony ukraińskiej brak formalnych zapisów o bezpieczeństwie był nie do przyjęcia.
Czy Zełenski miał podpisać umowę i co się stało?
Prezydent Wołodymyr Zełenski finalnie odmówił podpisania tej umowy w narzuconym kształcie. Gdy w lutym 2025 r. przedstawiono mu do akceptacji powyższe warunki, nie zgodził się złożyć podpisu pod dokumentem na takich zasadach. Według medialnych relacji, do odmowy doszło m.in. podczas spotkań przy okazji Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa – mimo silnej presji ze strony amerykańskich negocjatorów, Zełenski nie uległ ultimatum. Jak podaje ukraiński portal Europejska Prawda, strona amerykańska miała postawić w Monachium twardy warunek: albo Kijów natychmiast zgodzi się na umowę surowcową, albo nie dojdzie do zaplanowanego spotkania z wiceprezydentem USA (co zostało odebrane jako forma szantażu). Zełenski pozostał jednak przy swoim stanowisku i nie podpisał dokumentu, a ostatecznie do spotkania z przedstawicielem USA i tak doszło – groźba wycofania dyplomatycznego zaproszenia została wycofana.
Dlaczego Zełenski nie podpisał? Zarówno oficjalne wypowiedzi ukraińskiego prezydenta, jak i opinie analityków wskazują na kilka powodów. Po pierwsze, warunki uznano za skrajnie niekorzystne i upokarzające dla Ukrainy, niemal pozbawiające ją suwerenności gospodarczej w sektorze surowców. Zełenski prawdopodobnie „nie spodziewał się tak upokarzających warunków, przeznaczonych raczej dla pokonanego wroga niż sojusznika”– jak to ujął Le Monde. Sam prezydent Ukrainy otwarcie sprzeciwił się koncepcji, by pomoc wojenną traktować jako dług, który trzeba spłacać. Wskazał, że takie podejście otworzyłoby „Puszkę Pandory”, tworząc niebezpieczny precedens wymagania od Ukrainy rekompensat za wsparcie od wszystkich partnerów. Brak gwarancji bezpieczeństwa okazał się kluczową wadą pierwotnej oferty – Zełenski odrzucił projekt właśnie dlatego, że „nie zawierał zabezpieczeń (security guarantees)”, a jedynie ogromną cenę $500 mld”. W praktyce warunki wyglądały tak, jakby USA oczekiwały spłaty w naturze (bogactwami naturalnymi) za otrzymaną pomoc wojskową, co dla walczącej Ukrainy było nie do przyjęcia politycznie i moralnie. Zełenski potwierdził istnienie takiej propozycji, lecz ogłosił, że punkt o $500 miliardach został z niej usunięty – zaznaczył, że „nie uznajemy żadnego długu (wobec sojuszników)” i taka filozofia nie znajdzie się w ostatecznym porozumieniu. Po drugie więc, Zełenski liczył na wynegocjowanie bardziej sprawiedliwych warunków, które nie podważą ukraińskiej suwerenności ani nie będą oznaczać oddania połowy gospodarki państwu trzeciemu.
Warto dodać, że odmowa Zełenskiego nie oznacza zerwania rozmów – trwają próby wypracowania nowego kompromisu. Administracja Trumpa, choć początkowo wściekła na Kijów (Biały Dom określił decyzję Zełenskiego jako „krótkowzroczną”), szybko przedstawiła ulepszoną wersję umowy. Według doniesień Axios, do projektu wprowadzono poprawki wychodzące naprzeciw części ukraińskich zastrzeżeń: usunięto np. zapis o wyłącznej jurysdykcji sądów w Nowym Jorku i inne klauzule budzące obawy co do suwerenności. Nowa propozycja w większym stopniu respektuje ukraińskie prawo. Co więcej, kilku bliskich współpracowników Zełenskiego zaczęło go namawiać do zaakceptowania poprawionej oferty – chcąc uniknąć dalszej konfrontacji z Trumpem i dać amerykańskiemu prezydentowi argument do kontynuacji pomocy dla Ukrainy. Świadczy to o ogromnej stawce politycznej: Kijów musi balansować między ochroną własnych interesów a realiami wsparcia z USA. Wypowiedzi amerykańskich oficjeli sugerują, że kompromis jest w zasięgu ręki – doradcy Trumpa publicznie wyrażali przekonanie, że porozumienie zostanie wkrótce osiągnięte, dając USA większy udział w ukraińskich zasobach, ale na bardziej partnerskich zasadach („win-win”, czyli „wygramy my, jeśli skorzysta naród ukraiński” – jak ujął to sekretarz skarbu Scott Bessent). Sam Zełenski również zasugerował, że trwają prace nad „bardziej sprawiedliwą” umową. Do teraz (marzec 2025) nie ogłoszono jednak finalnego podpisania takiego porozumienia, co wskazuje, że toczą się dalsze negocjacje nad warunkami akceptowalnymi dla obu stron.
Reakcje Trumpa i spory narracyjne
Donald Trump – zarówno w kampanijnych wystąpieniach, jak i już jako urzędujący prezydent – ostro komentował postawę Zełenskiego. Publicznie zarzucił Ukrainie, że „złamała umowę opartą o metale ziem rzadkich”, twierdząc, iż Kijów wycofał się z uzgodnień dosłownie dwa dni po ich zawarciu. Trump sugerował, że Ukraina „w zasadzie zgodziła się” przekazać Amerykanom surowce warte $500 mld, po czym nie dotrzymała słowa. Były to zapewne odniesienia do wstępnej deklaracji współpracy ze strony Zełenskiego (o gotowości oddania udziałów w złożach), która – z perspektywy Trumpa – nie została wypełniona konkretną umową. W wywiadach Trump ostrzegał wręcz, że jeśli Zełenski odrzuci jego warunki, „Ukraina zostanie podana Putinowi na tacy”– jasno dając do zrozumienia, że dalsza pomoc USA może zostać wstrzymana, co groziłoby klęską Ukrainy w wojnie. Retoryka ta wpisuje się w szersze naciski: Trump przedstawia umowę surowcową jako sposób, by USA „odzyskały coś” za miliardy dolarów wsparcia dla Kijowa i by uzasadnić przed amerykańską opinią publiczną kontynuację pomocy. Jednocześnie nie szczędził on personalnych przytyków pod adresem Zełenskiego – nazywając go m.in. „dyktatorem interesującym się głównie amerykańskimi pieniędzmi”oraz krytykując odsunięcie wyborów w Ukrainie. Tego typu wypowiedzi pokazują, że Trump stara się wywrzeć maksymalną presję, malując obraz Ukrainy jako niewdzięcznego beneficjenta amerykańskiej pomocy, który powinien „zapłacić” bogactwami naturalnymi za wsparcie.
Doniesienia mniej mainstreamowe i pełny kontekst
Poza oficjalnymi komunikatami i przeciekami, w przestrzeni medialnej pojawiły się także analizy i opinie spoza głównego nurtu, rzucające dodatkowe światło na tę sprawę. Część komentarzy sugeruje, że ukraińskie władze same podsyciły temat swoich surowców, by zjednać sobie Trumpa. Bloombergowy felietonista Javier Blas zwraca uwagę, że huczne opowieści o „skarbach” Ukrainy mogą być przesadzone lub wręcz iluzoryczne. Blas, powołując się na dane US Geological Survey, stwierdził prowokacyjnie, że twierdzenie jakoby Ukraina miała niezwykłe bogactwa metali ziem rzadkich to „głupota” – w rzeczywistości nie odnotowano znacznych rezerw tych metali na Ukrainie. Przypomina on analogiczną sytuację z 2010 roku, gdy USA szacowały wartość rzekomo odkrytych złóż minerałów w Afganistanie na 1 bln USD, co okazało się mrzonką. Jego zdaniem podobną „czystą fantazją” są opowieści o bogactwach Ukrainy. Dziennikarz spekuluje, że to sami Ukraińcy, desperacko szukając sposobu na zaangażowanie Trumpa, przedstawili mu ambitne wizje swojego potencjału surowcowego (mówi o zaprezentowaniu w listopadzie Trumpowi „planu zwycięstwa” akcentującego ukraińskie złoża). Skutkiem tego Trump szybko podchwycił temat i w lutym zażądał „500 mld dolarów w minerałach”. Blas podkreśla przy tym, że nawet jeśli Ukraina posiada pewne rzadkie minerały, to ich ewentualna eksploatacja i tak nie przyniesie kwot rzędu setek miliardów. Zauważa, że wartość całej światowej produkcji surowców mineralnych wynosi ok. 15 mld USD rocznie – a nawet gdyby jakimś cudem Ukraina zdobyła 20% udziału w tym rynku, dawałoby to tylko ok. 3 mld USD rocznie, czyli kwotę nieporównywalną z postulowanymi 500 mld. Z tej perspektywy wymaganie tak ogromnej „spłaty” wydaje się nierealistyczne, co rodzi pytania o to, czy propozycja Trumpa była poważna, czy stanowiła element gry negocjacyjnej o polityczne wpływy.
Inni obserwatorzy akcentują geopolityczny wymiar ukraińskich bogactw. Zwraca się uwagę, że ukraińskie zasoby krytyczne są ważne nie tylko dla USA, ale i dla rywali – Chin czy Rosji. Dominacja Chin na rynku metali rzadkich sprawia, że zachód szuka alternatyw, a Ukraina mogłaby stać się jednym z kluczowych dostawców dla Europy i Ameryki. To z kolei rodzi spekulacje (głównie w mniej mainstreamowych mediach), jakoby to właśnie złoża surowców były „prawdziwym powodem wojny” lub przynajmniej znaczącą stawką konfliktu
. Takie teorie sugerują, że Rosja od początku dążyła do przejęcia kontroli nad ukraińskimi kopalinami, czego dowodem ma być zajęcie przez nią około 40% ukraińskich złóż metalurgicznych na okupowanych terytoriach. W ten sposób, w narracjach pobocznych, wojna w Ukrainie bywa przedstawiana także jako walka o kontrolę nad przyszłościowymi zasobami (metale dla high-tech, baterie, zbrojeniówka). Choć takie ujęcie upraszcza wielowymiarowy konflikt, pokazuje szerszy kontekst – starania USA o zapewnienie sobie dostępu do ukraińskich surowców wpisują się w globalną rywalizację o metale strategiczne, w której stawką jest uniezależnienie się od dostaw z Rosji czy Chin.Wreszcie, w samej Ukrainie pojawiają się różne oceny posunięć Zełenskiego. Część ekspertów (cytowanych np. przez Financial Times) uważa, że prezydent popełnił błąd w podejściu do tych negocjacji. Zełenski miał już we wrześniu 2024 r., podczas niezapowiedzianej wizyty w Trump Tower w Nowym Jorku, zaproponować Amerykanom pewien udział w ukraińskich złożach licząc, że ułatwi to uzyskanie broni. Jednak – zdaniem komentatorów – przedstawił zbyt ogólną ofertę, bez konkretnych liczb, co mogło zostać odebrane jako blef lub zaproszenie do stawiania ostrzejszych warunków. Mówi się wręcz o „strategicznym błędzie” Zełenskiego, który nie sprecyzował oczekiwań, przez co Trump wyznaczył zawyżoną „cenę” (500 mld USD) i postawił Ukrainę pod ścianą. Z kolei The Telegraph ocenił, że Zełenski nie przewidział, iż USA wysuną aż tak twarde żądania – był przekonany, że oferta wspólnych projektów wydobywczych zostanie potraktowana bardziej partnersko, a tymczasem otrzymał warunki „gorsze niż warunki narzucone pokonanym państwom po II wojnie światowej”. Te mniej oficjalne doniesienia pokazują zatem kulisy negocjacji: Ukrainie zależy na utrzymaniu wsparcia USA, więc próbuje skusić Waszyngton udziałami w surowcach, lecz jednocześnie boi się wpaść w pułapkę kolonialnej zależności. Zełenski stąpa po cienkiej linie – stara się zaspokoić żądania Trumpa na tyle, by zapewnić ciągłość pomocy, ale nie na tyle, by oddać kontrolę nad narodowym majątkiem.
Podsumowując: negocjacje te dotyczą znacznie szerszej gamy bogactw niż tylko metale ziem rzadkich – obejmują cały wachlarz ukraińskich surowców strategicznych (od litu i tytanu po ropę i gaz). Proponowana umowa miała początkowo wyjątkowo jednostronny charakter, przypominając „transakcję wiązaną”, w której USA za wsparcie militarne otrzymują połowę zysków z ukraińskich złóż i de facto kontrolę nad ich eksploatacją. Wołodymyr Zełenski nie podpisał takiej umowy – głównie dlatego, że nie gwarantowała bezpieczeństwa Ukrainy, za to wymagała oddania ogromnych zasobów, co odebrał jako ultimatum nie do przyjęcia. Zarówno oficjalne komunikaty (np. wypowiedzi Zełenskiego o „Puszce Pandory”), jak i przecieki medialne (Telegraph określający warunki jako „kolonizację”), wskazują, że Kijów uznał pierwotne warunki za zbyt krzywdzące. Obecnie obie strony starają się wypracować kompromis – ukrócono najbardziej kontrowersyjne zapisy projektu, a retoryka przesuwa się w stronę „partnerstwa” zamiast spłaty długu. Kontekst całej sytuacji jest złożony: z jednej strony to pragmatyczna gra o interesy (surowce za pomoc), z drugiej rodzi ona napięcia moralne i wizerunkowe (czy sojusznicza pomoc powinna oznaczać ekonomiczne koncesje?). Uwzględnienie szerszych źródeł pozwala dostrzec obie perspektywy – oficjalną (umowa jako wzmocnienie sojuszu na nowych zasadach) i nieoficjalną (żądania USA jako forma szantażu lub neoimperializmu). W rezultacie pełny obraz jest następujący: Trump rzeczywiście próbował (i nadal próbuje) uzyskać od Ukrainy dostęp do jej kluczowych zasobów – nie tylko metali ziem rzadkich – lecz Zełenski dotąd odmawiał podpisania umowy w pierwotnym kształcie, obawiając się utraty kontroli nad narodowym bogactwem i braku gwarancji bezpieczeństwa. Negotiacje trwają dalej, a ich finał zależy od znalezienia równowagi między oczekiwaniami USA a suwerennością i interesem narodowym Ukrainy.
Źródła: Oficjalne oświadczenia i relacje prasowe (m.in. Reuters, AP, Axios, Le Monde, The Telegraph) zgodnie potwierdzają, że tematem rozmów USA-Ukraina jest umowa o surowce, w tym metale ziem rzadkich, lit czy tytan, jako element pakietu wsparcia. Prezydent Zełenski publicznie przyznał, że odrzucił wcześniejszą propozycję zawierającą żądanie $500 mld zysków z minerałów, zapowiadając pracę nad bardziej sprawiedliwym porozumieniem. Z kolei Donald Trump otwarcie oskarża Kijów o niedotrzymanie „umowy opartej o metale ziem rzadkich” i stawia twarde warunki kontynuacji pomocy. Mniej mainstreamowe doniesienia – np. cytowany przez Do Rzeczy komentarz Bloomberga czy artykuły Europejskiej Prawdy – rzucają krytyczne światło na kulisy tych targów, nazywając je odpowiednio „czystą fantazją” (przeszacowanie bogactw)czy „szantażem” wobec Ukrainy. Taka konfrontacja różnych źródeł pozwala ocenić pełny kontekst: negocjacje faktycznie miały miejsce i dotyczą szerokiej gamy ukraińskich surowców (nie tylko metali rzadkich), a Zełenski jak dotąd wstrzymuje się z ich finalizacją z powodu rażąco niekorzystnych warunków – choć jednocześnie trwają wysiłki, by złagodzić te warunki i osiągnąć porozumienie akceptowalne dla obu stron.