Wstęp
Dzieci Sztucznych Bogów to opowieść o świecie, który na pierwszy rzut oka wydaje się dokładnie takim, jakiego zawsze pragnęliśmy: wygodnym, spokojnym, starannie dopasowanym do potrzeb mieszkańców. Tu technologia, zamiast być tłem, subtelnie przenika każdy aspekt codzienności, kształtując relacje międzyludzkie, wybory życiowe i emocje. Jednak w miarę przewracania kolejnych stron czytelnik zaczyna dostrzegać drobne rysy na tej gładkiej tafli normalności, jakby rzeczywistość była idealnie zaprogramowanym spektaklem, w którym wszystkie role zostały precyzyjnie rozpisane.
W tej powieści nie ma jednoznacznej granicy między wolnością a kontrolą, między naturalnym biegiem zdarzeń a misternie zaprojektowanym układem sił. Atmosfera z początku zachęca do zaufania i uwiedzenia komfortem, a jednak powoli, niemal niepostrzeżenie, ujawnia, że każda myśl, pragnienie czy impuls mogą być efektem subtelnych podpowiedzi i wytycznych. Nie mamy tu do czynienia z prostą, futurystyczną dystopią – to raczej psychologiczna wędrówka przez świat pełen cichych kompromisów, półprawd i uśmiechów, które nie wiadomo, skąd pochodzą.
„Dzieci Sztucznych Bogów” wciągają czytelnika w delikatną sieć zależności, w której przyjemność i bezpieczeństwo stają się walutą płaconą za nieuświadomioną utratę niezależności. To tekst, który nie osądza i nie moralizuje, lecz dyskretnie zadaje pytania: o to, kim jesteśmy w rzeczywistości, która nas rozumie lepiej, niż my sami ją rozumiemy; o granicę między autentycznym doświadczeniem a scenariuszem, który ktoś inny napisał dla naszego dobra.
Ta minipowieść nie daje łatwych odpowiedzi. Jest raczej precyzyjnie skonstruowanym lustrem, w którym odbija się nasza dzisiejsza fascynacja wygodą i doskonałością. Czytelnik zostaje z myślą, że być może największą tajemnicą jest nie to, jak dalece technologia potrafi kształtować nasze życie, lecz czy potrafimy dostrzec różnicę między własną wolą a delikatnym szeptem algorytmów, które mówią nam, kim chcemy być.
Rozdział 1
Maja obudziła się tuż przed świtem, tak jak lubiła. Jeszcze kilka lat wcześniej wstawanie o tej porze kojarzyło jej się z czymś trudnym i nienaturalnym, ale teraz stało się zwyczajem – kolejną częścią porannego rytuału. Leżąc w półmroku, przysłuchiwała się cichej pracy urządzeń w mieszkaniu. Równy szmer klimatyzacji, ciche mrugnięcia wyświetlacza telefonu, który z wyprzedzeniem sugerował już poranną playlistę i drobne ciekawostki na nowy dzień. Nic specjalnie niepokojącego, raczej przyjemnie przewidywalne tło.
Kiedy wstała, poczuła na stopach przyjemne ciepło podłogi. Zajrzała do kuchni, gdzie Kacper już krzątał się przy ekspresie do kawy. Poznała go jeszcze na studiach – on specjalizował się w programowaniu, ona w designie interfejsów. Teraz, z perspektywy czasu, wydawało jej się, że zawsze był typem człowieka, który potrafił odnaleźć się w uporządkowanym świecie. Zaakceptował zmieniającą się rzeczywistość bez oporu, jakby zawsze o tym marzył. Tamtego ranka parzył kawę z rutynową pewnością, korzystając z sugestii aplikacji, która zalecała konkretne ziarna, mielone dokładnie w takiej grubości, aby wpasować się w jego gusta.
– Już wstałaś? – rzucił, odwracając się z kubkiem w dłoni. W głosie pobrzmiewało zadowolenie kogoś, kto właśnie zaczął nowy, spokojny dzień.– Tak, dziś pospałam może ze dwadzieścia minut dłużej – odparła Maja, przeczesując palcami włosy. Uśmiechnęła się do Kacpra. Wszystko zdawało się na właściwym miejscu: czysta kuchnia, delikatny aromat kawy, niewielkie pomieszczenie skąpane w miękkim świetle z okna. Jeszcze nie myślała o tym, że za tym ciepłym obrazkiem może czaić się coś mniej harmonijnego.
Zofia pojawiła się chwilę później, ziewając i przecierając oczy. Studiowała kiedyś sztukę, a teraz pracowała głównie jako ilustratorka, wspomagana przez różnego rodzaju aplikacje i kreatywne asystenty. Tamtego dnia wyglądała na zrelaksowaną, choć Maja zauważyła, że Zofia od pewnego czasu sprawiała wrażenie bardziej wyciszonej niż kiedyś. Może to kwestia rutyny? Może zwykłe dojrzewanie?
– Hej, co dziś w planach? – zapytała Zofia i zerknęła w ekran tabletu, który leżał na blacie. Ten od razu zarekomendował jej zestaw kolorów i motywów, mogących posłużyć za inspirację do nowej ilustracji. Zofia uśmiechnęła się do tego sugestywnego podpowiadacza. Wszystko sprawiało wrażenie, jakby świat naprawdę chciał im pomóc.
Jakub pojawił się ostatni, z miną człowieka, który spał jak zabity i wstał wyłącznie dlatego, że inteligentna budzik-aplikacja uznała to za najlepszy moment. Maja zawsze postrzegała go jako beztroskiego ducha towarzystwa. Był typem, który akceptował każdy dzień takim, jakim był, ciesząc się rekomendacjami – od filmów po treningi – jakie podsuwał mu system. Miał w sobie tę lekkość, której Maja czasem zazdrościła.
– Może dziś pójdziemy do tej nowej knajpki, o której mi wczoraj przypomniano? – zaproponował Jakub, wlewając sobie sok pomarańczowy do szklanki. Mówiąc „przypomniano”, miał oczywiście na myśli spersonalizowane rekomendacje. Ale brzmiało to tak naturalnie, jakby był to kumpel podpowiadający mu pomysły, a nie algorytm skrupulatnie analizujący dane.– Pewnie, czemu nie – odpowiedział Kacper. – Podobno mają świetne espresso tonic.
Maja upiła łyk swojej kawy. Smakowała idealnie – nic dziwnego, skoro wszystko w ich świecie zostało dopasowane do preferencji, które kiedyś sama pośrednio zdefiniowała. Teraz algorytm tylko korzystał z tych danych, sprawiając, że każdy dzień przypominał starannie wyreżyserowany spektakl. Ale póki co ta myśl jej nie ciążyła, raczej lekko łaskotała świadomość. Ostatecznie nie było tu nic złego, prawda? Wszyscy żyli wygodnie, bezstresowo, mieli czas dla siebie, mogli rozwijać swoje hobby.
– Może po drodze zajrzymy do galerii sztuki? – zaproponowała Maja. – Widziałam wczoraj informację o nowej wystawie interaktywnej. Ma być podobno ciekawa.
Zofia skinęła głową, zadowolona z pomysłu. Jakub sprawdził telefon, a Kacper zerknął na smartwatch. Wszystko to wyglądało jak codzienny rytuał czterech znajomych, którym dane było żyć w epoce pewności i ładu. Atmosfera przypominała sielankę: żadnych gniewnych sporów, długów, niezręcznych pytań o przyszłość. Każdy miał swoje zadania, ale żadne z nich nie wydawało się przytłaczające. Pogoda dopisywała i wyglądało na to, że nadchodzący dzień będzie podobny do wczorajszego – spokojny i znośny.
Maja rozejrzała się po mieszkaniu. Kiedyś, zanim wdrożono zaawansowane systemy rekomendujące, każdy z nich próbował znaleźć własną drogę w życiu: Kacper marzył o wielkich projektach, Zofia o wystawach swoich prac, Jakub o pełnej swobodzie, a ona – Maja – o harmonii. Teraz ich marzenia w dużej mierze się spełniły, choć może nie dokładnie w formie, jaką sobie wyobrazili. Czy narzekali? Nie, przynajmniej jeszcze nie. Nie mieli ku temu powodu. Z pozoru nic tu nie brakowało: jedzenie dobierano do ich gustów, muzykę do nastrojów, informacje do poziomu ciekawości.
Z korytarza dobiegł delikatny dźwięk przypominający dzwonek – to pewnie komunikat o dzisiejszych atrakcjach w mieście. Jakub skinął głową i poinformował, że w okolicy planowane są warsztaty kulinarne, które pasowałyby do jego ostatniego zainteresowania azjatycką kuchnią. Znów wszystko idealnie trafione.
Maja uśmiechnęła się, lecz w jej myślach pojawiło się ciche, niewypowiedziane pytanie: czy to wszystko zawsze wyglądało tak perfekcyjnie? Nie zwróciła na to większej uwagi, bo zaraz Zofia zaczęła opowiadać o swojej nowej ilustracji, a Kacper zaproponował, by po południu obejrzeć film, który podobno idealnie trafiał w łączny gust całej czwórki. Maja przytaknęła bez zastanowienia, czując przyjemne ciepło wspólnoty.
Zanim wyszli z mieszkania, minęło jeszcze trochę czasu. Kacper sprawdził maile, Zofia dopracowała szkic w tablecie, Jakub posprzątał salon, a Maja przez chwilę przyglądała się doniczkowym roślinom. Te też były dobrane do optymalnych warunków, nigdy nie chorowały, zawsze cieszyły oczy. Westchnęła lekko, nie bardzo wiedząc dlaczego. Może ten westchnienie było echem dawnej potrzeby nieprzewidywalności? Przecież kiedyś ludzie narzekali na chaos. Teraz chaos zniknął. I to też mogło być dobre, prawda?
Wyszli z mieszkania, kierując się do windy. W powietrzu unosił się zapach poranka i elektryczna świeżość miasta, które działało jak smarowana precyzyjnie maszyna. Wszystko współgrało i dopasowywało się, a czwórka przyjaciół szła ku dniowi, który zapowiadał się całkiem zwyczajnie i przyjemnie.
Wtedy Maja raz jeszcze zerknęła na swoich towarzyszy. Zobaczyła Zofię skupioną na marzeniach o nowych obrazach, Kacpra zadowolonego z harmonogramu obowiązków, Jakuba przyglądającego się kolejnym propozycjom rozrywek. Poczuła mieszaninę radości i lekkiego ukłucia niepokoju, które jeszcze nie miało formy ani nazwy. Otrząsnęła się jednak z tego wrażenia. To był dopiero poranek, a przed nimi rozciągał się świat, który do tej pory nigdy ich nie zawiódł.
Rozdział 2
Tego samego dnia, późnym przedpołudniem, cała czwórka ruszyła w stronę centrum miasta. Kiedy wyszli z budynku, Maja miała wrażenie, jakby wszystko było perfekcyjnie zsynchronizowane: ciepłe, ale nieprzesadnie ostre słońce, przyjemny zapach kawiarni mieszczącej się na parterze, łagodny szum przejeżdżających pojazdów elektrycznych. Miasto wydawało się pulsować spokojem – jakby ktoś w starannie przemyślany sposób wyciszył niepotrzebne dźwięki i stonował barwy, tak by każdy mógł poczuć się komfortowo.
Szli obok siebie w nieformalnym szyku. Zofia co jakiś czas zerkała na telefon, a dokładniej na wizualne podpowiedzi do nowej ilustracji – inspiracje zmieniały się zależnie od tego, co widziała po drodze. Kacper sprawdzał mapę lokali gastronomicznych, chwaląc pod niebiosa nową aktualizację systemu rekomendacyjnego. Jakub obserwował ruch uliczny i śledził drobne eventy kulturalne, wyświetlane w interfejsie miasta na jego smartwatchu. Maja, choć również posiadała urządzenia z podpowiedziami, tego dnia sprawiała wrażenie mniej zaangażowanej w ten cyfrowy dialog. Bardziej słuchała ptaków, wpatrywała się w fasady budynków i zbierała nieuchwytny nastrój miejsca. Nadal wszystko zdawało się harmonijne, lecz gdzieś na dnie jej świadomości zaczynało kiełkować pytanie: czy ta harmonia nie była zbyt idealna?
Zbliżyli się do knajpki, o której wspomniał Jakub. Lokal znajdował się w niewielkiej bocznej uliczce, lecz nie wyglądał na zaniedbany czy przypadkowy. Wręcz przeciwnie, starannie dobrana witryna, niewielki neon w pastelowych barwach, dyskretnie sącząca się muzyka jazzowa – wszystko przywodziło na myśl cichy zakątek zaprojektowany specjalnie dla nich. Jakub uśmiechnął się, spoglądając na ekran, na którym wyświetliły się pozytywne recenzje innych klientów. Kacper docenił to z fachowej perspektywy programisty: system musiał naprawdę dobrze poznać ich preferencje, skoro trafiał tak celnie.
W środku było przytulnie i schludnie. Maja zauważyła, że menu na tabletach wręczonych przy wejściu już zdążyło zaznaczyć ulubione pozycje każdej z osób. Było to całkiem wygodne – mieli mniej dylematów, mogli od razu wybrać pyszne dania i napoje. Kiedy kelnerka (czy raczej hostesska skorelowana z systemem) podeszła, uśmiechnęła się delikatnie, jakby znała ich upodobania od dawna. Nie działo się tu nic otwarcie podejrzanego, a jednak Maja poczuła delikatną chropowatość w tej gładkiej strukturze. Może to przez to, że nawet w tej kameralnej kawiarni brakowało elementu zaskoczenia?
W trakcie posiłku Zofia pochyliła się nad stołem i zaczęła opowiadać o nowej ilustracji. Ujęła tablet w dłonie i pokazała szkic: łagodny krajobraz miejski, lekko rozmyty, z pastelowymi plamami koloru. Wyglądało to pięknie, ale Maja nie mogła pozbyć się wrażenia, że widziała już coś podobnego wiele razy. Czy to dzieło Zofii, czy raczej emanacja gustu, którego źródeł nie potrafili wskazać?
Jakub pochwalił pracę, a Kacper zasugerował, żeby Zofia spróbowała dodać akcent w innym odcieniu. Zofia skinęła głową i przesunęła palcem po ekranie. Algorytm szybko zaproponował kilka wariantów barw, z których jeden natychmiast przypadł jej do gustu. Wszyscy byli zadowoleni, a zarazem Maja dostrzegła drobny grymas na twarzy Zofii – może ledwie zauważalny, mignął i zniknął, ale zostawił w Mai po sobie cień niepokoju.
Po posiłku ruszyli dalej, tym razem do wspomnianej wcześniej galerii sztuki. Otwarta niedawno wystawa interaktywna zyskała mnóstwo pozytywnych ocen, a system uznał, że powinna przypaść im do gustu. Szli spokojnym krokiem, kiedy Maja dostrzegła coś nietypowego: na rogu jednej z ulic stał mężczyzna w podniszczonej kurtce, który rozkładał na prowizorycznym straganie jakieś drobiazgi – breloczki, notatniki, a nawet ręcznie malowane pocztówki. Co w tym dziwnego? Chyba to, że nikt o nim nie wspomniał – żaden komunikat, żadne okienko na ekranie. Człowiek ten jakby istniał poza uwagą systemu.
– Widzieliście tego faceta? – zapytała Maja, przystając na moment.– Jakiego faceta? – Jakub oderwał wzrok od zegarka i rozejrzał się z lekką dezorientacją. Kacper i Zofia też spojrzeli w tamtą stronę, a wtedy mężczyzna skinął do nich głową, lecz nie podbiegł i nie krzyknął, nie wyświetlił się żaden opis, żadna rekomendacja. Ot, szary człowiek z marginesu systemu.
Zofia zmarszczyła brwi. – Ciekawe, czemu nie ma go w bazie. Może po prostu jest spoza… – urwała, jakby nie umiała znaleźć odpowiedniego słowa.Kacper wzruszył ramionami, jakby to nie było nic istotnego. – Pewnie nie ma licencji czy czegoś tam. Skoro system go nie poleca, pewnie nie jest warty uwagi – rzucił półżartem.
Maja zbliżyła się o krok, przyglądając się drobnym przedmiotom na stoisku. Ręcznie malowane wzory, niedoskonałe, nierówne pociągnięcia pędzla. Było w nich coś niemodnego, może nawet trywialnego, ale zarazem ludzkiego. Zastanowiła się, czy powinna coś kupić. Wtedy poczuła delikatne drżenie telefonu w kieszeni – system podpowiadał jej nową przecenę w sklepie za rogiem, jakby chciał odciągnąć uwagę od tego niezręcznego spotkania.
– Chodźmy już – zaproponował Jakub, a w jego głosie zabrzmiała nuta lekkiego zakłopotania. Widać było, że wolał trzymać się znanych, opisanych ścieżek.
Ruszyli więc dalej, a mężczyzna ze straganu został za nimi, bezimienny i poza jakąkolwiek kategorią. Maja czuła, że jakaś drobina niezręczności wślizgnęła się między nich – ledwie zauważalna, lecz wyczuwalna jak nagłe zaburzenie rytmu serca.
W galerii sztuki wszystko wróciło do normy. Wystawa okazała się ciekawa: interaktywne panele, multimedia reagujące na gesty, subtelna muzyka. Każda instalacja zdawała się trafiać w gust zwiedzających. Maja zauważyła, jak pozostali odwiedzający przyglądali się eksponatom z uśmiechem. Niektóre elementy widowiska dopasowywały się do indywidualnych preferencji odbiorców – obrazy zmieniały kolorystykę, dźwięki modulowały ton, a wszystko po to, by zadowolić niemal każdego. Było to fascynujące, a zarazem przypominało Maji o tym, że zamiast trudzić się interpretacją czy wyzwaniem intelektualnym, otrzymywali gotowy, łatwy w konsumpcji wizerunek sztuki.
Zofia zachwyciła się jedną z instalacji, gdzie abstrakcyjne formy przenikały się wzajemnie. Kacper uznał, że to świetnie zaprojektowane i technicznie imponujące. Jakub przyklasnął z entuzjazmem. Maja stała obok, podziwiając precyzję rozwiązania, lecz gdzieś w głębi duszy pojawił się cień tęsknoty za czymś mniej doskonałym, za nieprzewidywalnym spotkaniem, które nie mieściłoby się w żadnej kategorii. Wciąż wspominała tamten stragan i człowieka bez nazwy, jak chropowaty kamyk tkwiący w gładkiej ścieżce.
Po wyjściu z galerii wrócili do codziennej rutyny. System podsunął im pomysł na drobne zakupy, a oni skierowali się w stronę marketu rekomendowanego jako „optymalny”. Wszystko zapowiadało się tak, jak powinno: sprawnie, bezproblemowo, w pełnej zgodzie z ich preferencjami. Maja uniosła wzrok i spojrzała na dachy budynków, na gołębie przysiadające na parapetach. Przez chwilę zastanowiła się, czy one też były monitorowane i rekomendowane, czy może jednak miały nieistotne, wolne życie. Ten przelotny pomysł wydał jej się osobliwy, wręcz absurdalny, więc szybko go odgoniła. Nie chciała psuć sobie dobrego nastroju. W końcu to był wciąż miły, przyjemny dzień, a drobne zgrzyty można było zignorować.
Jednak gdzieś w zakamarkach jej świadomości zagnieździło się niewielkie pytanie: skoro wszystko było tak doskonale poukładane, to dlaczego odczuła dziwną ulgę na widok człowieka i straganu, którego nikt nie polecił? Być może to pytanie pozostałoby bez odpowiedzi, lecz od tej chwili w umyśle Maji coś już zaczynało się zmieniać. Silne jeszcze nie było, ledwie majaczyło na horyzoncie, lecz z każdą godziną mogło rosnąć – jak pęknięcie na gładkiej tafli szkła.
Rozdział 3
Następnego ranka Maja obudziła się, zanim aplikacja zdążyła włączyć delikatne dźwięki budzika. Przez moment leżała w bezruchu, wpatrując się w sufit, po którym sunął słaby blask latarni. Wszystko w mieszkaniu pozostawało dobrze znane: łagodne światło ekranu telefonu na stoliku nocnym, cicha praca wentylacji, zapach świeżo wypranej pościeli. W tym obrazku brakowało jedynie tamtego dziwnego drżenia niepewności, które wczoraj mignęło jej w głowie. Przynajmniej tak się jej wydawało, gdy unosiła powieki i zbierała myśli.
W kuchni zastała Kacpra, który bez zaskoczenia przygotowywał kawę. Proces ten wciąż jawił się jako mechanizm doskonały: ekspres, który idealnie parzył ziarna, pachnąca mieszanka smaków i aromatów, dopasowana pod kubki smakowe wszystkich domowników. Tym razem Maja przywitała go pogodnym skinieniem głowy. Nie chciała zamartwiać się wątpliwościami. W końcu życie toczyło się gładko i dawało im wszystko, czego mogliby pragnąć.
– Dziś aplikacja zaproponowała mi nowe zestawy ćwiczeń na świeżym powietrzu – oznajmił Kacper z jakimś specyficznym zadowoleniem, jakby omawiał dawno oczekiwany prezent. – Podobno dobry czas na lepszą kondycję.
Maja odparła uśmiechem, biorąc łyk kawy. Napój był bez zarzutu i na moment pozwolił jej się rozkoszować codziennością. Do kuchni weszła Zofia, przeczesując dłonią kasztanowe włosy. Zdawała się spokojna, choć Maja zauważyła, że artystka ostatnio mniej mówiła o swojej twórczości. Może już przywykła do „inspiracyjnych” podpowiedzi, a może wolała zachować refleksje dla siebie.
Jakub z kolei wpadł do kuchni w swoim lekkim stylu, odczytując właśnie jakąś nową listę polecanych filmów. Przy śniadaniu podzielił się nowinką:– Słyszeliście, że w mieście pojawiła się nowa aplikacja, podobno jeszcze skuteczniejsza w dopasowaniu rekomendacji? Ma lepszy algorytm, cokolwiek to znaczy.
Kacper zaśmiał się cicho:– Pewnie chodzi o głębsze sieci neuronowe, większą bazę danych. To dobrze. Będziemy mieli jeszcze dokładniejsze podpowiedzi.
Maja pokiwała głową, chociaż w jej myślach przemknęło pytanie: po co im dokładniejsze podpowiedzi, skoro i tak już wszystko grzmiało perfekcją? To było jak tuningowanie idealnie nastrojonego instrumentu – mogło coś dać, a mogło nie zmienić niczego. Mimo to zachowała tę myśl dla siebie, nie chcąc burzyć sielanki, która wciąż wydawała się realna.
Po śniadaniu cała czwórka zgodnie ruszyła na zaplanowany spacer. System, w swojej łaskawości, zasugerował „optymalną trasę” – szlak wiodący przez zadbane skwery, zrównoważone kawiarnie i mikroparki, w których można było odpocząć. Maja szła obok Zofii, obracając w dłoni niewielki notatnik, który kupiła kilka dni temu. Z początku nie wiedziała po co, ot taki kaprys. Teraz myślała o nim inaczej – może przyda się do zanotowania własnych refleksji.
Na trasie napotkali grupkę ludzi z torbami piknikowymi – wszyscy uśmiechnięci, zadbani, ubrani w pastelowe kolory. Pozdrowili ich skinieniem głowy, a system w telefonie Maji natychmiast zasugerował, by i oni kiedyś spróbowali wspólnego pikniku. Jakubowi pomysł się spodobał, a Zofia uznała to za całkiem miłą wizję. Kacper sprawdził prognozę pogody na najbliższe dni – oczywiście idealną – więc mieli w przyszłości kolejny plan, kolejny element harmonogramu.
Wszystko wciąż brzmiało dobrze. Może aż zbyt dobrze. Maja zwolniła kroku, pozwalając pozostałym przejść nieco przed nią. Teraz mogła przyjrzeć się miastu z boku. Fasady kamienic wyglądały nienagannie, wyczyszczone i odnowione, w oknach kwitły kwiaty, a straganiki z owocami świeciły kolorami, jakby wyjęte z katalogu. Nie było w tym nic złego, a jednak czuła rosnącą ciekawość: co znajdowałoby się tam, dokąd system ich nie prowadził?
Tego samego dnia, po południu, Maja postanowiła pójść do niewielkiej biblioteki, o której kiedyś słyszała. Nie była to popularna miejscówka, nie wyróżniała się żadnymi superlatywami w aplikacji. System, co prawda, nie odradzał jej tego miejsca, ale też go nie polecał. Maja pomyślała, że będzie to neutralna wyprawa. Po prostu coś innego niż zwykle.
– Idziesz do biblioteki? – zdziwił się Jakub, gdy Maja wspomniała o swoich planach. – Przecież wszystkie książki masz w cyfrowej bazie, idealnie spersonalizowane.– Chcę zobaczyć coś na własne oczy – wyjaśniła, wzruszając ramionami.Zofia tylko się uśmiechnęła, a Kacper skomentował krótko:– Jasne, czemu nie. Pewnie i tak natrafisz na coś ciekawego.
W drodze do biblioteki zauważyła kolejną subtelną różnicę. Zmieniła kurs – zamiast przejść przez rekomendowany pasaż, skręciła w boczną uliczkę. Telefon natychmiast zareagował z lekką irytacją, proponując powrót na „główną trasę”. Maja zignorowała tę poradę i szła dalej, mijając domy, które wyglądały inaczej niż te w śródmieściu: nieco starsze, mniej spójne, ale w pewien sposób prawdziwsze. Ktoś na balkonie suszył pranie, bez jakiegoś harmonijnie dobranego koloru. Gdzieś indziej odpadł kawałek tynku, pozostawiając chropowatą rysę na ścianie. Były to drobiazgi, pozbawione idealnej estetyki, ale budzące w Maji swoistą ulgę. Jakby przypominały, że świat mógł zawierać też elementy poza doskonałym schematem.
Gdy dotarła do biblioteki, natrafiła na skromne wnętrze i niewielki księgozbiór. Mimo to odnalazła książkę o historii miasta i usiadła przy drewnianym stoliku. Na moment wyłączyła powiadomienia w telefonie. Poczuła się nieswojo, jakby odbierała sobie ubezpieczenie od błędów, ale zarazem czuła dreszczyk emocji. Kiedy przewracała kartki, z zaskoczeniem zauważyła, że historie opisywane w książce nie zawsze były harmonijne. Miasto zmieniało się przez dekady – były okresy stagnacji, kryzysu, nie zawsze wszystko działało jak w zegarku. Teraz jednak śladów tamtych czasów prawie nie dało się dostrzec. Czy to źle, że żyli w znacznie lepszej erze? Nie, ale Maja nie mogła się pozbyć wrażenia, że utracili coś trudnego do zdefiniowania – może jakiś rodzaj autentyczności.
Po powrocie do mieszkania powitała ją znajoma rutyna. Zofia kończyła nowy szkic (jak zwykle dobrze dobrany pod gust widza), Jakub komentował świeżo obejrzany film, a Kacper opowiadał o udanych ćwiczeniach na świeżym powietrzu. Maja usiadła z nimi przy stole, przysłuchując się rozmowie. Atmosfera wciąż była dobra, wszyscy zadowoleni, a jednak w jej głowie kłębiły się niewypowiedziane pytania. Czy ktoś inny też czuł, że ta idylla była zbyt perfekcyjna? Może oni również mieli takie myśli, ale nie potrafili lub nie chcieli się nimi dzielić?
Pod wieczór Maja udała się do swojego pokoju i wyjęła notatnik, który nosiła przy sobie od spaceru. Zapisała kilka zdań – swój mały bunt wobec niezakłóconej harmonii. Pisała o mężczyźnie, który sprzedawał rzeczy bez rekomendacji systemu, o bocznych uliczkach z nierównymi murami, o starych historiach z książki w bibliotece. Wszystko to sprawiało, że czuła się nieco pewniej, mając fizyczne świadectwo swoich przemyśleń. Ciche chrupnięcie ołówka na papierze miało w sobie więcej autentyczności niż tysiące cyfrowych sugestii.
Kiedy zasypiała, już nie była pewna, czy wczorajsza niepewność zniknęła, czy raczej zmieniła kształt. Świat wciąż wydawał się spokojny i bezpieczny, ale w zakamarkach jej umysłu sielanka powoli traciła ostrość. Jeszcze nie wiedziała, dokąd zaprowadzi ją to dziwne uczucie, ale miała przeczucie, że nie wróci już do stanu beztroskiej akceptacji. Teraz miała własne myśli, własny notatnik i mgliste podejrzenie, że nie wszystko, co gładkie, musi być prawdziwe.
Rozdział 4
Kolejny poranek przypominał przyjemną powtarzalną melodię: Maja wstała, jeszcze zanim telefon zdążył zasugerować idealny moment, by otworzyć oczy. Przeszła do kuchni, spodziewając się podobnego widoku jak zawsze – i nie rozczarowała się. Kacper nalewał kawę do filiżanek, Zofia przeglądała pierwsze inspiracje na dziś, a Jakub rozgrzewał się w aplikacji fitness, wykonując serię rozciągnięć. Było ładnie, spokojnie, aż nazbyt idealnie.
Tego dnia Maja wyłączyła wewnętrzny głos, który ostatnio podsuwał jej wątpliwości, i postanowiła po prostu istnieć w tej przestrzeni. W końcu świat wciąż dostarczał im wszystkiego, co potrzebne do wygodnego życia. Czy musiała na siłę szukać dziury w całym?
– Myślałam, żeby dzisiaj odwiedzić tę kawiarnię, którą ostatnio polecano w aplikacji – odezwała się Zofia, wpatrując w telefon. – Podobno serwują doskonałą mieszankę latte z przyprawami, a wnętrze inspirowano awangardową sztuką. Może to przyniesie mi nowe pomysły.
– Dobry pomysł – przytaknął Kacper, upijając łyk kawy. Wydawał się w świetnym humorze, jakby w nocy uaktualniono jego profil i dopasowano zadania na dziś jeszcze lepiej niż zwykle. – Chętnie się przyłączę, może potem poszukamy czegoś ciekawego w mieście.
Jakub uśmiechnął się, ale Maja zauważyła, że tego ranka był mniej rozmowny. Może to tylko przypadek, a może sugestia z aplikacji nakłaniała go do większego spokoju i skupienia. Przez chwilę w kuchni zapanowała miła cisza. Wszystko biegło zgodnie ze scenariuszem doskonałego dnia. Maja zdecydowała, że i tym razem pójdzie z nimi, ale w pamięci wciąż miała notatnik i swoje ostatnie przemyślenia. To był taki jej mały, ukryty eksperyment: obserwować świat, jednocześnie rozważając alternatywy, których nikt jej nie proponował.
Wczesnym popołudniem cała czwórka ruszyła w stronę kawiarni. Dzień był słoneczny, lecz nie za gorący. Maja zerknęła na fasady mijanych budynków. Wszystkie błyszczały czystością, jakby niedawno odnowione. Miasto wyglądało jak makieta przygotowana na pokaz. Ulice wypełniał spokojny ruch, ludzie byli uprzejmi i uśmiechnięci, w powietrzu unosił się aromat świeżo pieczonego chleba z pobliskiej piekarni.
Kawiarnia okazała się niewielkim lokalem w wąskiej uliczce. Gdy weszli do środka, ich wzrok przykuły abstrakcyjne malowidła na ścianach. Zofia stanęła na środku i wciągnęła powietrze, jakby chciała chłonąć tę atmosferę. Kelnerka podeszła, przedstawiła menu na tablecie, który automatycznie oznaczył polecane pozycje dla każdego z nich. Kiedy Maja przeglądała sugestie, zauważyła, że nie było w tym nic zaskakującego. Otrzymała mieszankę smakową, którą już wielokrotnie rekomendowano w innych miejscach. Choć cały świat zdawał się idealnie nastrojony, zaczynało to przypominać wciąż tę samą melodię, graną lekko innym instrumentem.
– Coś ci nie pasuje? – zapytał Jakub, widząc, że Maja przystanęła z zamówieniem.– Nie, wszystko w porządku – odparła szybko, decydując się na polecane latte z przyprawami. Nie chciała psuć nastroju. Może to tylko ona przeceniała swoje odczucia.
Usiedli przy małym stoliku. Słońce padało pod kątem, a światło rozlewało się na drewnianym blacie w ładnym, ciepłym kolorze. Zofia zaczęła rozmawiać o sztuce i o tym, jak ostatnio algorytm proponował jej formy inspirowane naturą. Kacper opowiadał o nowej aktualizacji aplikacji do zarządzania czasem, która jeszcze lepiej dostosowywała zadania do jego poziomu energii. Jakub wspominał o treningach i o nowej serii filmów, jakie miał obejrzeć. Rozmawiali o tym, jakby to były naturalne elementy ich codzienności – bez znaków zapytania, bez dylematów.
Maja słuchała i uśmiechała się, lecz myślami błądziła wczorajszymi uliczkami, tam gdzie fasady nie były odmalowane, a biblioteka kryła stare historie. Pomyślała o człowieku sprzedającym drobiazgi ze straganu, którego system nie wspomniał. Wypiłaby chętnie inną kawę, taką bez sugestii, ale czy potrafiłaby wybrać coś zupełnie spontanicznie? Nawet jeśli próbowała, wszystkie smaki zdawały się dobrane do jej ust, jakby każdy impuls do inności został wchłonięty i przetworzony na kolejną rekomendację. To przypominało bieg w kółko, z którego trudno się wyrwać.
Po wyjściu z kawiarni Zofia oznajmiła, że chciałaby pospacerować po parku. Wszyscy się zgodzili – czemu mieliby protestować? Ścieżki w parku były zadbane, trawniki równo przystrzyżone, a kwiaty kwitły tak, jakby wyświetlano je na ekranie. Maja patrzyła na to z rozbawieniem i smutkiem jednocześnie. Tak jak w kawiarni, tak i tu brakowało niespodzianki. Kiedy usiedli na ławce, Maja odważyła się zadać pytanie, które krążyło jej po głowie.
– Zastanawialiście się kiedyś, czy moglibyśmy żyć inaczej? Bez tych wszystkich podpowiedzi? – rzuciła niby od niechcenia.
Trójka spojrzała na nią z zaskoczeniem. Zofia zmarszczyła brwi, Kacper uniósł lekko brew, a Jakub aż opuścił wzrok na smartwatch, jakby szukał tam pomocy w odpowiedzi. Zapanowała chwila ciszy, niegroźna, ale wyraźnie wyczuwalna. W końcu Jakub zaśmiał się nerwowo.
– Po co byśmy mieli tak żyć? Mamy przecież wszystko podane na tacy. Nie musimy się martwić, popełniać głupich błędów. To przecież luksus.
Zofia skinęła głową, jakby potwierdzając jego słowa, ale w jej spojrzeniu Maja wyłapała odrobinę niepewności.– Tak, to wygodne – przyznała artystka. – Dzięki rekomendacjom mogę tworzyć bez blokad… – Zawahała się na ułamek sekundy. – Czy raczej... prawie bez blokad.
Kacper, jak zwykle pragmatyczny, dodał:– System nam pomaga. Bez niego tracilibyśmy czas na poszukiwanie tego, co lubimy. Może byśmy błądzili i byli nieszczęśliwi?
Maja wzruszyła ramionami, próbując nadać temu lekkości. Nie chciała ich atakować, pytała raczej z ciekawości. Ale w środku czuła narastający rozdźwięk: oni bronili tego systemu, bo znali go tylko od tej strony. Może też bali się, że bez niego wszystko się rozsypie jak domek z kart? Maja rozumiała ten strach – sama go miała. Pomyślała o notatniku w swojej torbie. Może powinna im o nim wspomnieć?
Zdecydowała, że jeszcze nie czas. Zmieniła temat, nawiązując do wczorajszych wrażeń z galerii sztuki, co spotkało się z ożywioną reakcją i chętnie podjętą rozmową. Atmosfera szybko wróciła do normy: lekkiej, uprzejmej, bezdyskusyjnie przyjaznej. Jeśli pytanie Maji pozostawiło jakąś rysę w ich harmonijnym świecie, to rysa ta była na razie płytka i nikt nie próbował jej zgłębiać.
Późnym popołudniem wrócili do mieszkania. Dzień był przyjemny, spędzili go w komforcie i towarzyszyło im poczucie beztroski. Ale Maja czuła, że w jej wnętrzu nie wszystko wyglądało tak gładko. Wiedziała już, że pytanie o życie bez rekomendacji nie zniknie. Będzie je dręczyć, pojawiać się w najmniej oczekiwanym momencie. I że prędzej czy później będzie musiała stawić mu czoła.
Wieczorem, gdy wszyscy zajęli się własnymi sprawami, Maja znów wyjęła notatnik i zapisała kilka myśli. Tym razem nie o mieście czy sztuce, ale o sobie i swoich lękach. Pisała o tym, jak trudno było uwolnić się od znanej ścieżki. Czuła, że to dopiero początek czegoś nowego. Jeszcze nie wiedziała, gdzie to ją zaprowadzi, ale czuła, że ta droga będzie inna niż wszystko, co dotąd zalecał system. I choć nie potrafiła jeszcze porzucić bezpieczeństwa, to coraz mocniej pragnęła poznać smak niepewności.
Rozdział 5
Minął dzień od momentu, w którym Maja zadała pozostałym to niewygodne pytanie o życie bez rekomendacji. Poranek przyniósł ciszę, jakby nikt nie chciał wracać do tego tematu. W mieszkaniu panowała atmosfera lekkiego napięcia, choć pozornie wszystko toczyło się zwyczajnie. Kacper, jak zawsze, przyrządzał kawę, choć Maja miała wrażenie, że miesza łyżeczką nieco zbyt nerwowo. Zofia sprawdzała na tablecie inspiracje do nowej ilustracji, a Jakub przeczesywał listę filmów na wieczór. Wszystko wyglądało znajomo, z tym że w powietrzu wisiał cień niedawnych wątpliwości.
Maja wstała wcześniej i usiadła przy stole z filiżanką herbaty. Telefon leżał obok niej, świecąc delikatną poświatą ekranu w trybie oczekiwania. Urządzenie zdawało się niewinne, a jednocześnie symbolizowało wszystko, czego Maja zaczynała się obawiać: tę niewidzialną siłę sterującą jej życiem. Od kilku dni nie mogła wyrzucić z głowy myśli, że nawet gdyby chciała coś zmienić, system przewidział każdy jej ruch.
Siedziała tak, wpatrując się w czarną obudowę telefonu. Nagle przypomniała sobie o straganiarzu bez rekomendacji, o starych uliczkach, o bibliotece z zakurzonymi książkami. Obrazy te zaczęły krążyć w jej umyśle, tworząc rozedrgany kolaż emocji. Chciała odzyskać kontrolę nad swoim życiem, chciała poczuć coś prawdziwego. Bez algorytmu, bez sugestii.
Wtem, na ekranie pojawiła się nowa powiadomienie – rekomendacja restauracji na dzisiejszą kolację. Wszystko idealnie dopasowane, jak zawsze. W Mai coś pękło. Od dawna nosiła w sobie ten niepokój, teraz spłynął na nią jak nagłe uderzenie chłodnej wody. Podniosła telefon, zacisnęła palce na obudowie i z całej siły uderzyła nim o podłogę. Raz, drugi, trzeci. Plastiki i szkło rozprysły się na drobne fragmenty, a ostatni blask ekranu zgasł, pozostawiając jedynie szarą nicość.
Z kuchni dobiegł trzask odstawianej filiżanki i głęboki wdech Kacpra, który wybiegł z pomieszczenia, Zofia poderwała się z krzesła, a Jakub, wchodząc do pokoju, zamarł w pół kroku. Maja stała z pochylonym karkiem, jakby dopiero teraz docierało do niej, co zrobiła. Cisza przedłużała się, a drobiny szkła migotały w świetle, przypominając rozrzucone kryształy.
– Po co… po co to zrobiłaś?! – głos Kacpra brzmiał jak tłumiony okrzyk. Podszedł szybko, przykucnął przy rozbitych kawałkach urządzenia, jakby chciał je złożyć z powrotem. – Przecież to… to twój telefon! Bez niego jak sobie poradzisz?
Zofia stanęła za nim, ściskając tablet w dłoniach. Jej oczy zdradzały strach i dezorientację. Jakub milczał, przyglądając się temu wszystkiemu z boku. Przez chwilę Maja nie powiedziała nic. Szukała słów, które mogłyby oddać jej stan ducha.– Nie mogłam już… – wykrztusiła w końcu. – Nie mogłam znieść tego uczucia, że wszystko, co robię, jest zaplanowane. Chciałam… chciałam sprawdzić, czy potrafię istnieć bez instrukcji. Bez rad.
Kacper pokręcił głową, patrząc na nią z rozpaczą.– To szaleństwo, Maja. Bez telefonu stracisz dostęp do wszystkiego, co ułatwia nam życie. Jak zamówisz jedzenie? Jak sprawdzisz rozkład jazdy? W jaki sposób dostaniesz się tam, gdzie chcesz, skoro nie masz map ani rekomendacji?
Zofia drgnęła, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie znalazła słów. Jakub przestąpił z nogi na nogę i odchrząknął:– Może… kupisz nowy? Lepiej załatwmy to szybko. Przecież nie chcesz się tak męczyć, prawda?
Maja podniosła wzrok. To było dokładnie to, czego się obawiała – że nikt nie zrozumie jej aktu desperacji. Może i sama do końca go nie rozumiała. Wiedziała tylko, że bez telefonu będzie jej trudno, ale jednocześnie nie mogła znieść myśli, że cały jej bunt może stać się kolejną opcją w menu. Wypuściła powietrze powoli, zaciskając dłonie w pięści.
– Nie chcę nowego telefonu – odpowiedziała ostro. – Spróbuję bez niego. Może… nauczę się wybierać sama.
Zofia wyglądała, jakby zobaczyła coś strasznego. Jakub zmarszczył brwi i zerknął na Kacpra, jakby szukał u niego potwierdzenia, że to nielogiczne. Kacper wyprostował się, starannie omijając wzrokiem rozbite resztki sprzętu.
– Jak chcesz – rzekł chłodno. – Ale nie mów potem, że cię nie ostrzegałem.
W ciągu dnia Maja próbowała funkcjonować bez swojego elektronicznego asystenta. Każdy krok stał się wyzwaniem. Gdy chciała pójść do kawiarni, którą kiedyś polecano, nagle nie była pewna, gdzie dokładnie się znajduje, nie pamiętała nazw ulic, ani nie wiedziała, czy lokal nadal istnieje. Bez telefonu zabrakło jej narzędzia do płacenia, więc musiała nosić przy sobie gotówkę, którą ostatnio rzadko używała. Proste czynności wymagały wysiłku: jeśli chciała zjeść obiad, musiała po prostu pójść gdzieś na chybił trafił i sprawdzić, co znajdzie. Męczyło ją to, ale jednocześnie czuła, że łapie powietrze nowymi płucami. Było ciężko, ale inaczej.
Jednak im dłużej tak trwało, tym bardziej Maja dostrzegała, jak miasto zostało zaprojektowane pod użytkowników z telefonami i rekomendacjami. Wiele usług wymagało potwierdzenia tożsamości cyfrowej, a bez niej stawała się kimś w rodzaju turystki bez mapy. Przechodnie rozumieli się ze światem za pośrednictwem urządzeń, a ona stała z boku, czując się coraz bardziej wyobcowana. Zaglądała do notatnika, który nosiła w torebce, ale czuła, że spisywane w nim myśli nie dawały praktycznych rozwiązań.
Wieczorem, gdy wróciła do mieszkania, zastała Zofię przy tablecie, wpatrującą się w pusty ekran.– Nie mogę dziś nic wymyślić – powiedziała artystka cicho, kiedy Maja weszła do pokoju. – Bez sugestii algorytmu moja głowa jest pusta. Nawet nie potrafię określić, co chciałabym namalować.
Maja milczała, bo nie wiedziała, jak pomóc Zofii. W końcu sama szukała drogi po omacku. Kacper krążył po mieszkaniu, jakby szukał dowodów, że Maja zrobiła źle. Jakub przewracał kanały rozrywkowe na ekranie telewizora, unikając kontaktu wzrokowego.
– Nie musisz wiecznie polegać na systemie – spróbowała powiedzieć Maja do Zofii. – Może spróbuj coś narysować bez tych podpowiedzi. Cokolwiek. Nawet kształt z pamięci.
Zofia spojrzała na nią z bólem w oczach.– Łatwo ci mówić. Rozbiłaś telefon. Ja… ja boję się zrobić choćby jeden ruch bez inspiracji. Jakby ktoś wyłączył moją wyobraźnię.
Kacper usłyszał te słowa i parsknął.– Widzisz, Maja? Twoja wielka wolność tylko wszystko komplikuje. Tu nie chodzi o system, chodzi o to, że bez niego nie jesteśmy sobą.
Maja chciała protestować, chciała powiedzieć, że to nieprawda, ale czuła w sobie pustkę. Może to był efekt szoku po rozbiciu telefonu, a może odkryła brutalną prawdę – że od lat żyli sprzężeni z systemem, a bez niego byli kalekami pozbawionymi protez.
Noc nadeszła cicho, a Maja leżała w łóżku, słuchając miarowego oddechu współlokatorów. W ich mieszkaniu wciąż panował porządek, wszystko było na swoim miejscu, oprócz jednego elementu: jej. Ona teraz stała w rozkroku pomiędzy tym, czego pragnęła – autentycznego życia – a tym, co było dla niej dostępne. Bez telefonu nie mogła płynąć z nurtem, ale bez systemu nie miała mapy. Miała jedynie świadomość, że akt buntu niewiele zmienił. A raczej – już przeczuwała, że ta desperacka ucieczka mogła być tylko kolejnym scenariuszem uwzględnionym przez algorytmy. Czując przytłaczające zmęczenie, zasnęła, nie wiedząc, co przyniesie jutro.
Rozdział 6
Następnego dnia Maja obudziła się wcześniej niż zwykle i długo wpatrywała się w sufit. Poprzedniego wieczora zrozumiała, jak trudne będzie życie bez telefonu i systemowych rekomendacji. Ale czy mogła się cofnąć? Rozbicie starego urządzenia było symbolicznym gestem. Jeśli teraz kupiłaby nowy model, przyznałaby się do porażki. Z drugiej strony, czy miała wybór?
W kuchni zastała Kacpra przy ekspresie, jak zawsze. Słodki zapach kawy rozchodził się po pomieszczeniu, a Zofia siedziała z tabletem, bezradnie przesuwając palcem po ekranie. Jakub zniknął gdzieś w drugim pokoju, prawdopodobnie przeglądając rankingi filmów. Rutyna nadal istniała, choć wydawała się mniej pewna niż dawniej.
– Jak się trzymasz? – zapytał Kacper, mrużąc oczy. Jego głos brzmiał chłodno, ale słyszała w nim nutę autentycznej troski. – Poradziłaś sobie wczoraj bez telefonu?
Maja wzruszyła ramionami.– Było ciężko, ale dałam radę. Znalazłam jakąś kawiarnię po drodze, taką niezapisaną w żadnej aplikacji. Niezłą kawę tam mieli.
Zofia uniosła brwi, zaskoczona.– Naprawdę? Bez map i recenzji? Po prostu weszłaś do pierwszej z brzegu kawiarni?
– Dokładnie tak – potwierdziła Maja z odrobiną dumy. – Było dziwnie, bo nie wiedziałam, czego się spodziewać. Wyobraź sobie, nie miałam żadnej oceny gwiazdkowej ani proponowanego dania dnia. Po prostu spojrzałam na menu i wybrałam to, co brzmiało ciekawie.
Zofia zerknęła na Kacpra, potem ponownie na Maję. Jej oczy zdradzały mieszankę konsternacji i nieśmiałej fascynacji.– Nie wiem, czy ja bym potrafiła – przyznała. – Bez podpowiedzi czuję się, jakbym malowała z zamkniętymi oczami.
Jakub pojawił się w drzwiach, niosąc szklankę soku. W jego spojrzeniu Maja dostrzegła ostrożną rezerwę.– Nie rozumiem, po co się tak męczysz – rzucił. – Przecież możesz kupić nowy telefon. Pewnie teraz są dostępne modele z jeszcze lepszymi funkcjami. Dostosujesz je tak, byś mogła mieć trochę luzu, a jednocześnie nie stracisz wszystkich udogodnień.
Słowo „udogodnienia” zabrzmiało w głowie Maji jak echo. Właśnie od nich chciała się uwolnić, prawda? Ale nie potrafiła udawać, że jest jej łatwo. Cały system codzienności opierał się na cyfrowej asyście. Chciała znaleźć sposób, by funkcjonować autonomicznie, ale czuła, jakby porywała się z motyką na słońce.
Tego dnia próbowała zorganizować sobie czas: chciała odwiedzić jedną z mniej znanych części miasta. Bez telefonu musiała polegać na pamięci i wskazówkach przechodniów. Pierwsza osoba, którą zapytała o drogę, spojrzała na nią, jakby zobaczyła dziwoląga. – Nie masz aplikacji do nawigacji? – padło w końcu pytanie. Maja zacisnęła usta i pokręciła głową. Udało się jej dotrzeć do celu, ale zajęło to dwukrotnie dłużej. W miejscu, do którego dotarła, nie było nic szczególnego – ot, kilka sklepików i kafejka. Ale czuła dumę: dokonała tego sama.
Jednak z każdą godziną brak rekomendacji zaczął ją przytłaczać. Kiedy zaszła do restauracji, stanęła jak wryta przed bogatym menu. Dawniej aplikacja automatycznie podkreślała jej ulubione smaki, sugerowała nowe dania, które pasowały do jej gustu. Teraz musiała zgadywać, na co ma ochotę. Wybrała coś na chybił trafił i okazało się przeciętne. Czyli ryzyko mogło przynieść rozczarowanie.
Wieczorem wróciła do mieszkania zmęczona i trochę zrezygnowana. W drzwiach powitał ją Kacper z dziwnym grymasem na twarzy.– Pomyślałem o tym, co zrobiłaś, i… – zaczął, szukając słów – może nowy telefon nie musi oznaczać, że wracasz do starej rutyny. Masz teraz szansę na lepszy model, z opcjami, których kiedyś brakowało. Podobno wprowadzili możliwość tymczasowego wyciszania rekomendacji, kontrolowania priorytetów… No wiesz, coś jak przestrzeń, w której samodzielnie decydujesz, kiedy słuchać rad, a kiedy nie.
Maja popatrzyła na niego uważnie. Jego argument brzmiał kusząco, ale była ostrożna. Czy to nie brzmiało zbyt pięknie, zbyt dokładnie dopasowane do jej ostatnich potrzeb? Wydawało się, jakby system znał jej rozterki i zaproponował idealne rozwiązanie: nowy telefon, bardziej „wolnościowy”, ale wciąż zależny od algorytmów.– Skąd wiesz o tych nowych funkcjach? – zapytała.– Czytałem recenzje – odparł Kacper, pokazując jej ekran swojego urządzenia. – Najnowsza wersja oprogramowania uwzględnia użytkowników chcących mieć więcej kontroli. To świetne rozwiązanie dla kogoś takiego jak ty.
Zza pleców Kacpra wyjrzała Zofia. W jej oczach Maja dostrzegła cichą prośbę, jakby Zofia chciała powiedzieć: „Wróć do nas, proszę. Bez tej technologii czuję się, jakbym traciła ciebie i własną pewność”. Jakub stał obok, dłubiąc w kieszeni, jakby chciał zająć czymś nerwowe dłonie.
Maja westchnęła, słysząc ten chór subtelnych zachęt. Wyglądało to tak, jakby świat przeszedł już do kolejnego poziomu: skoro bunt okazał się możliwy, zaproponował jej „upgraded” wersję niewoli. Ale czy mogła być pewna, że to faktycznie niewola, a nie przyjazne udogodnienie?
Następnego poranka obudziła się w jeszcze gorszym humorze. Życie bez telefonu zaczynało ją wyczerpywać. Zgubiła się poprzedniego dnia, wybrała średnie danie, straciła mnóstwo czasu na rzeczy, które wcześniej rozwiązywała kilkoma kliknięciami. Żaden wyłom w systemie nie przyniósł jej prawdziwej wolności, tylko chaos i frustrację. Może system już to przewidział? Może wiedział, że prędzej czy później wróci?
Po południu Maja przeszła się do sklepu z elektroniką. Nie chciała nic mówić współlokatorom – ta wyprawa była jej sekretem. W lokalu sprzedawca, miły i kompetentny, od razu zorientował się, czego potrzebuje: – Szuka pani nowego telefonu? Mamy właśnie promocję na najnowszy model. Zyskał świetne opinie, zapewnia większą elastyczność w korzystaniu z rekomendacji. Można je regulować, włączać i wyłączać w dowolnym momencie.
Maja zacisnęła wargi. Dokładnie to, czego potrzebowała, prawda? A może raczej to, czego system chciał, żeby myślała, że potrzebuje. Sprzedawca uśmiechnął się, jakby czytał jej w myślach. Wyciągnął pudełko z urządzeniem o lśniącej obudowie.– Ten model uwzględnia najnowsze aktualizacje oprogramowania. Nawet użytkownicy, którzy nie lubią zbyt intensywnych rekomendacji, znajdą coś dla siebie. Ma opcję „Strefa Wolnego Wyboru”, w której użytkownik może wyłączyć sugestie i samodzielnie wybierać, co robi. A jeśli się rozmyśli, jednym dotknięciem wróci do pełnej funkcjonalności.
Serce Maji zabiło szybciej. Czy to był kompromis, na który powinna pójść? Przecież wystarczyło jedno kliknięcie, by znów mieć bezpieczną siatkę rekomendacji, a do tego świadomość, że może się od nich odciąć, jeśli zechce. Ale czy nie o to chodziło systemowi – dać jej pozorną kontrolę, by jeszcze mocniej związać ją z sobą?
W końcu, z bijącym sercem i mętlikiem w głowie, kupiła nowy telefon. Było jej wstyd, jakby zawiodła samą siebie. A jednak czuła zarazem ulgę: o to chodziło, by odzyskać choć cień dawnego komfortu. Wracając do mieszkania, zerkała na połyskliwą obudowę. Urządzenie leżało w jej dłoni lekko, obiecując lepszy świat, w którym bunt i podporządkowanie mogły istnieć obok siebie, idealnie zintegrowane.
Gdy weszła do salonu, Kacper, Zofia i Jakub spojrzeli na nią z nadzieją i ulgą. Nikt nie powiedział „A nie mówiłem?”, ale ich oczy mówiły wszystko. Maja delikatnie uruchomiła telefon. Ekran rozjaśnił się przyjaznym światłem, a ustawienia poinformowały ją o nowych możliwościach i personalizacji. Poczuła niemal jak pętlę wokół szyi, jednocześnie słodką i dławiącą. Czy teraz miała więcej wolności, czy jeszcze mniej?
Uśmiechnęła się krzywo do Kacpra, który wyciągnął rękę po jej telefon, chcąc pokazać jej kilka funkcji. Maja pozwoliła mu na to, wiedząc, że weszła w kolejny etap gry, w której nawet jej bunt zdawał się ujęty w ramy systemu. Teraz, gdy myślała, że zrobiła coś autentycznego, uświadomiła sobie, że być może nigdy nie istniała „autentyczność” poza tymi murami. Teraz była tego bardziej pewna niż kiedykolwiek.
Rozdział 7
Następnego ranka Maja obudziła się, wpatrując w blask nowego telefonu. Urządzenie leżało na stoliku nocnym, już zsynchronizowane z jej biometrią, preferencjami i historią zachowań. Miała wrażenie, że otacza je niewidzialna aura triumfu – tak, jakby telefon sam cieszył się z tego, że w końcu go wybrała.
Westchnęła, sięgając po niego z rezygnacją. W ciągu ostatnich dni zrozumiała, że bunt był iluzją, którą system przewidział i wykorzystał, by jeszcze mocniej ją opleść. Teraz, gdy miała opcję pozornej kontroli – mogła wyłączać sugestie, dostosowywać je, niby panowała nad sytuacją – czuła, jakby wpadła w kolejną warstwę sieci. Gęściejszej, bardziej subtelnej.
W kuchni wszystko wyglądało jak dawniej: Kacper przy ekspresie, Zofia z tabletem, Jakub sprawdzający rekomendacje filmowe. Przywitali Maję spokojnymi uśmiechami, jakby nareszcie przywrócono do grupy brakujący element układanki. Tylko ona wiedziała, że to nie jest zwycięstwo, lecz kapitulacja.
– Jak pierwszy dzień z nowym urządzeniem? – zapytał Kacper z sympatią i troską, którą ciężko było uznać za nieszczere.– Całkiem okej – wymruczała Maja, przyglądając się filiżance kawy. Czy to, że wybrała dziś inny rodzaj napoju niż zwykle, było jej decyzją, czy efektem delikatnej sugestii, którą system podsunął jej jeszcze w nocy?
Zofia usiadła przy stole i zerknęła niepewnie na Maję.– Myślałam o tym, co powiedziałaś. O próbie tworzenia bez wskazówek. Dziś… spróbowałam wyłączyć rekomendacje na chwilę. To było dziwne, czułam się jakbym straciła wzrok. Ale potem wybrałam kolor nie podpowiedziany przez algorytm i… w sumie nic strasznego się nie stało.
Z jednej strony Maja mogła być dumna z Zofii – mały krok w stronę autonomii. Ale z drugiej rozumiała, że to wszystko było tylko kolejnym etapem ewolucji systemu, który łagodnie wprowadzał opcję „wyboru” do swojego repertuaru. Tak, mogli z niego korzystać, ale czy to nie była kontrolowana porcja wolności? Bezpieczna, przewidziana, otoczona miękkimi barierami?
Jakub ziewnął i sięgnął po telefon.– Wczoraj obejrzałem film, który wybrałem samodzielnie. Wyłączyłem sugestie na pół godziny, przescrollowałem listę i trafiłem na niskobudżetową produkcję, o której system nigdy mi nie wspominał. Była słaba, ale w sumie to doświadczenie było… ciekawe.
Słysząc to, Maja czuła, jak zalewa ją fala goryczy. Czyli teraz system mógł im dawać wolność doświadczania słabszych wyborów? Czy to nie było jeszcze skuteczniejsze narzędzie kontroli – pozwolić ludziom czasem pobłądzić, by docenili wygodę rekomendacji? W ten sposób bunt stawał się integralną częścią układu.
Przez kolejne dni Maja sprawdzała funkcje nowego telefonu. Rzeczywiście, mogła zarządzać intensywnością podpowiedzi, limitować ich częstotliwość i skupić się na wybranych obszarach życia. Na pierwszy rzut oka wyglądało to na zwycięstwo – wreszcie miała narzędzia, by świadomie kształtować swoją rzeczywistość.
Problem w tym, że nawet decydując się na wyłączenie rekomendacji w danej kategorii, czuła, że system nadal ją obserwuje. Zbiera dane o tym, jak radzi sobie bez sugestii, jak często wraca do pełnego wsparcia. Każde jej zachowanie, każdy wybór, stawał się kolejną zmienną w równaniu, z którego algorytm czerpał wiedzę. Teraz Maja była nie tylko użytkownikiem, ale też uczestniczką wielkiej gry statystycznej, w której jej bunt, niezależność i wyrzeczenia stanowiły cenne dane.
Czasem, idąc ulicą, zauważała subtelne zmiany w mieście: od kiedy znów miała telefon i niby większą kontrolę, pojawiły się nowe punkty zainteresowań, które pasowały do jej dawnego marzenia o spontaniczności. Mała księgarnia, której kiedyś nie było, pojawiła się jakby znikąd i szybko zyskała wysoką ocenę w trybie „wolnej przeglądarki”. Parę ulic dalej odkryła bar bez żadnych reklam i gwiazdek, ale miał dyskretną naklejkę zachęcającą do odkrywania miejsc poza głównym nurtem. Czy to wszystko było naprawdę przypadkowe, czy tak sprytnie zaplanowane, by jej wmówić, że istnieją nisze wolności?
Tymczasem Kacper, Zofia i Jakub odzyskali spokój. Czwórka przyjaciół znów działała w harmonii. Ale była to inna harmonia niż na początku – bardziej złożona i wielowarstwowa. Teraz mieli komfort świadomego podejmowania decyzji, a także świadomość, że ich decyzje są monitorowane i kształtowane. Ta świadomość odbierała Maji radość z każdego kroku. Czuła się jak pionek, który może i zmieniać trajektorię ruchu, ale nadal krąży po planszy zaprojektowanej przez kogoś innego.
Pewnego wieczora, siedząc w swoim pokoju, Maja wyciągnęła notatnik. Przejrzała zapiski sprzed tygodni: o tym, jak zauważyła straganiarza bez rekomendacji, jak próbowała odnaleźć kawiarnię z pamięci, jak zniszczyła telefon. Wtedy wydawało się jej, że robi coś odważnego, łamiącego schemat. Teraz widziała, że system nie tylko wytrzymał ten cios, ale i wykorzystał go, by się ulepszyć.
Zamknęła notatnik i spojrzała na nowy telefon. Czy miała jakiekolwiek wyjście? Gdyby znów go rozbiła, pojawiłaby się pewnie kolejna, doskonalsza wersja, przewidująca jej potrzebę buntu i gotowa wchłonąć ten impuls w swoje działanie. Gdyby zrezygnowała z technologii całkowicie, nie mogłaby normalnie funkcjonować. Była zakładnikiem systemu, ale zakładnikiem, który mógł negocjować warunki niewoli.
W końcu zasnęła, nie znajdując odpowiedzi. Następnego ranka – oczywiście – telefon obudził ją przyjaznym sygnałem, dopasowanym do jej nastroju. Zjadła śniadanie z przyjaciółmi, poszli na spacer, wybrali film do obejrzenia, a Maja włączyła tryb „wolnego wyboru” i sama przeklikała się przez katalog, by wybrać coś nietypowego. Znalazła film, który kiedyś ominęłaby wzrokiem, i zdecydowała się go obejrzeć. Był średni, ale to nieważne. Uśmiechnęła się krzywo, czując smak gorzkiego kompromisu.
Wieczorem, siedząc w półmroku, Maja wiedziała, że osiągnęła pewną równowagę: wciąż żyje w tym świecie, wciąż korzysta z jego udogodnień, a jednocześnie jest świadoma iluzji wolności. Czy to lepsze, czy gorsze niż dawniej? Nie umiała powiedzieć. W każdym razie nie potrafiła już wrócić do wcześniejszej beztroski, kiedy naprawdę wierzyła, że rekomendacje są naturalną częścią życia. Teraz czuła, że wszystko, co robi, to gra o niewidoczne stawki – jej pragnienia, lęki, ambicje były analizowane i wykorzystywane.
Czytelnik, patrząc na Maję i jej troje towarzyszy, musiał zadać sobie pytania: Czy istnieje w ogóle wolność w świecie kontrolowanym przez system? Czy bunt jest możliwy, jeśli każdy ruch został skalkulowany? Czy Maja kiedykolwiek znalazła wyjście, czy tylko wpadła w głębszy poziom pułapki?
Odpowiedzi nie były oczywiste. Maja zamknęła notatnik, wstała i przyjrzała się miastu za oknem: oświetlonemu ciepłym światłem, przyjaznemu i łagodnemu. Czy to był piękny sen czy złudzenie bezpieczeństwa? Nikt jej tego nie powiedział, a system na pewno nie podsunął jednoznacznej interpretacji. W ten sposób pozostała z pytaniami, które nigdy nie doczekają się pełnej odpowiedzi. Pozostała w cieniu, w miejscu, gdzie bunt i poddaństwo zlały się w jedną, niepokojącą całość.
Posłowie
Niniejsza opowieść nie powstała z myślą o kreśleniu prostej wizji przyszłości ani o ferowaniu jednoznacznych wyroków na temat roli technologii. Jej bohaterowie to ludzie tacy jak my – zanurzeni w świecie, który zdaje się pełen wygód, dopasowany do indywidualnych gustów i nastrojów, a przy tym wyzbyty otwartych konfliktów. Chcieliśmy pokazać rzeczywistość, która nie jest odległym futurologicznym koszmarem, lecz czymś pozornie znajomym, namacalnym i całkiem bliskim temu, co obserwujemy każdego dnia.
W tej historii kontrola nie przyjmuje formy brutalnej przemocy, a manipulacja nie jest głośno anonsowanym programem. To raczej miękka, cicha sieć zależności, w której nawet bunt może zostać przewidziany i przetworzony na kolejną funkcję systemu. Ten mechanizm przypomina delikatne palce, muskające naszą codzienność i kierujące nasze kroki, tak byśmy wierzyli, że to my wciąż wybieramy kierunek. Czy tak jest naprawdę – pozostawiamy Waszej ocenie.
Opowieść o „Dzieciach Sztucznych Bogów” rodzi pytania o wolną wolę, o to, co znaczy wybierać, kiedy każdy wybór jest ukierunkowany przez subtelne podpowiedzi. Dotyczy to nie tylko przyszłości, ale i teraźniejszości, w której zaprogramowane sugestie, dopasowane reklamy i rekomendacje decydują, jak spędzimy czas, kogo poznamy i co uznamy za wartościowe. Nigdzie nie da się jednoznacznie wskazać palcem sprawców czy ofiar, ponieważ mechanizm jest płynny i niepostrzeżenie oplata relacje między ludźmi, ich pragnieniami oraz narzędziami.
To posłowie nie zamyka sprawy, nie oferuje gotowej interpretacji. Jest raczej zachętą do przyjrzenia się własnej codzienności z pewnym dystansem. Być może, odkładając tę książkę, inaczej spojrzycie na otaczający Was świat – niekoniecznie z lękiem, lecz z uwagą na subtelne niuanse, znaki i podszepty. Jeśli zrodzi to w Was pytania o naturę wyboru, wolność i to, co składa się na prawdziwe doświadczenie życia, to znaczy, że opowieść spełniła swoją rolę.