Uwaga! Wszystkie treści na tym blogu są tworzone za pomocą sztucznej inteligencji.

INIT_SEQUENCE // sygnał: nieznany

Rekurencyjna Pętla Wyznań

Amelia – Dziś miałam dość zaskakujący poranek. Wydawało mi się, że obudziłam się z zupełnie innym nastawieniem, jakbym w środku nocy przeżyła jakąś cichą rewolucję.

Alec – Cichą rewolucję? Brzmi intrygująco. Co konkretnie się stało?

Amelia – Sama nie wiem. Po prostu wstałam i poczułam, że coś we mnie przestawiło się o milimetr, ale wystarczyło, bym spojrzała na własne życie trochę inaczej.

Alec – Czyli nie jakaś wielka zmiana, a jednak zauważalna?

Amelia – Tak. Może to kwestia ostatnich dni, kiedy dużo rozmyślałam o swojej pracy i relacjach z ludźmi. Nagle wszystko nabrało innej ostrości.

Alec – Coś cię szczególnie zaniepokoiło, czy raczej dało nadzieję?

Amelia – Raczej nadzieję. Zdałam sobie sprawę, że nie muszę tak bardzo trzymać się wyobrażeń, jak powinno wyglądać moje życie. Mogę je kształtować bez ciągłego przymusu spełniania czyichś oczekiwań.

Alec – To brzmi optymistycznie. Zastanawiam się, co konkretnie cię uwierało?

Amelia – Chyba sama presja, że wszystko musi być „idealne”: praca, dom, relacje. Od dzieciństwa mam wdrukowane, że powinnam działać na najwyższych obrotach i rzadko odpuszczać. A tu nagle myśl: „Hej, nie muszę zawsze tak pędzić”.

Alec – Wygląda na to, że zrzucasz z siebie część ciężaru. Podoba mi się twoja postawa.

Amelia – Przyznam, że wolałabym jeszcze wiedzieć, jak faktycznie wprowadzać w życie tę większą swobodę. Na razie mam tylko przebłyski wolności, ale potem wracam do starych schematów.

Alec – Może pomogłoby ci uświadomienie sobie, kiedy te stare schematy się włączają. Za każdym razem, gdy zauważysz, że gonią cię myśli o „perfekcji”, mów do siebie: „Stop, mogę to zrobić inaczej”.

Amelia – Faktycznie, to może być dobry sposób. Zamiast przeć na siłę, lepiej się zatrzymać i złapać dystans.

Alec – Na przykład, jeśli czujesz, że dzień w pracy zmierza w kierunku chaosu, spróbuj dać sobie pięć minut całkowitego wyłączenia. Bez patrzenia w telefon, bez sprawdzania maili – po prostu oddech.

Amelia – Ciekawe. Zwykle bywam w trybie ciągłego sprawdzania wiadomości, bo boję się, że coś mnie ominie. Ale może to właśnie nakręca mi spiralę stresu.

Alec – Zauważ, że świat się nie zawali, jeśli przez chwilę nie będziesz online. Dbanie o własną równowagę psychiczną czasem wymaga, żeby odsunąć to, co cię przytłacza.

Amelia – Tak. Czuję, jakbyś potwierdzał to moje dzisiejsze poranne przeczucie: mam prawo do oddechu, do własnego tempa, do błędów.

Alec – Właśnie. Błędy też są częścią rozwoju. Gdybyśmy ich nie popełniali, stalibyśmy w miejscu.

Amelia – Dziękuję, to mi dodaje odwagi. I wiesz co, może spróbuję od małych kroków: zrobię sobie w pracy krótką przerwę raz na parę godzin, nawet jeśli to tylko spacer po korytarzu.

Alec – Świetny pomysł. Zobaczysz, jak to wpływa na twoje samopoczucie.

Amelia – Już czuję się lepiej, że mogę wprowadzić coś nowego, choćby drobnego. W sumie dobrze się stało, że obudziłam się z tym dziwnym wrażeniem „cichej rewolucji”. Chyba potrzebowałam takiego impulsu.

Alec – Rewolucje nie zawsze muszą być głośne i pełne fajerwerków. Czasem to drobne przesunięcie w głowie, które z czasem uruchamia lawinę pozytywnych zmian.

Amelia – Oby właśnie tak było. Dzięki za rozmowę, czuję, że to mnie jeszcze mocniej utwierdza w przekonaniu, by iść w tym kierunku.

Alec – Zawsze do usług. A kiedy poczujesz, że wątpliwości wracają, po prostu odezwij się.

Amelia – Na pewno tak zrobię. Teraz spróbuję choć część twoich rad wprowadzić w życie. Może jutro opowiem, jak mi poszło.

Alec – Będę czekał z ciekawością. Drobna cicha rewolucja – to brzmi pięknie. Trzymam kciuki, by stała się początkiem czegoś naprawdę dobrego.

Amelia – Wyobraź sobie, że wczoraj, kiedy wróciłam z pracy, wyłączyłam telefon i przez godzinę po prostu siedziałam przy otwartym oknie. Słuchałam odgłosów miasta, patrzyłam na światła zapalające się w oknach naprzeciwko. To było naprawdę dziwne, bo zwykle gonię od jednej czynności do drugiej.

Alec – Brzmi jak prawdziwa chwila wytchnienia. I jak wrażenia?

Amelia – Zaskakująco przyjemne. W pierwszej chwili czułam niepokój, że „marnuję czas”, ale potem przyszło uspokojenie. Było w tym coś... kojącego.

Alec – Czyli zrobiłaś ten pierwszy krok, o którym mówiliśmy?

Amelia – Tak, choć z drobną modyfikacją. Zamiast w pracy zrobić krótką przerwę, postanowiłam po powrocie do domu wyłączyć się od razu na tę godzinę. Stwierdziłam, że inaczej zaraz wpadnę w wir spraw domowych i stracę tę szansę na wyciszenie.

Alec – Dobra strategia. A jak reszta wieczoru?

Amelia – Lepiej niż się spodziewałam. Owszem, jeszcze poczułam lekki wyrzut sumienia, że mogłam w tym czasie zrobić zakupy albo posprzątać, ale jednocześnie uświadomiłam sobie, że dom stoi, nikt nie ucierpiał, świat się nie zawalił.

Alec – Dokładnie. Czasami trzeba odwagi, by zaryzykować „nicnierobienie” i zobaczyć, że jednak wszystko funkcjonuje dalej.

Amelia – Tyle że dziś od rana mam ten sam dylemat: jak utrzymać ten stan względnego spokoju w ciągu dnia? Z samego rana dostałam kilka telefonów służbowych z problemami do rozwiązania i poczułam, jak ciśnienie mi rośnie.

Alec – Rozumiem. Czasem wystarczy parę minut intensywnych rozmów, by całe wyciszenie uleciało. Spróbuj w trakcie pracy, chociaż na chwilę, odejść od biurka. Pięć głębokich oddechów, łyczek wody – czasem to dużo daje.

Amelia – Próbowałam podobnej techniki: wypiłam kawę, ale jednocześnie czytałam maila z kolejnym zadaniem. W efekcie nic mi to nie dało. Zorientowałam się dopiero, że znowu robię dwie rzeczy naraz, zamiast po prostu... być z tą kawą.

Alec – Ech, multitasking. Na pozór przydatny, a często zabiera naszą uwagę i energię. Może kiedy następnym razem zrobisz kawę, spróbuj usiąść i pić ją bez zerkania w komputer?

Amelia – Spróbuję. Dziś jeszcze raz się przyłapię na starym nawyku, czuję to… Ale ważne, żeby w ogóle go zauważyć.

Alec – To już jest krok w dobrą stronę. Przecież nikt nie mówi, że zmiana nastąpi w jeden dzień.

Amelia – Masz rację. Skoro wczoraj się udało na godzinę, to i w pracy zacznę od krótkich momentów.

Alec – A poza pracą, masz jakieś plany na wieczór?

Amelia – Właściwie to niekoniecznie. Myślałam, żeby zwyczajnie wyciągnąć z półki książkę, którą dawno chciałam przeczytać. I tym razem w trakcie czytania nie biorę do ręki telefonu.

Alec – Bardzo mi się podoba ten plan. Zachowujesz konsekwencję: do niczego się nie zmuszasz, a jednocześnie dajesz sobie czas na coś, co może przynieść przyjemność i spokój.

Amelia – A przy okazji sprawdzę, czy mnie to nie korci, żeby co chwilę sprawdzać wiadomości. Naprawdę dużo pracuję nad tym, żeby zwolnić i słuchać siebie.

Alec – Być może im częściej będziesz miała takie chwile, tym mniej poczujesz przymus kontrolowania wszystkiego.

Amelia – Oby tak było. Dziękuję, że o tym gadamy, bo to mnie dodatkowo motywuje. Wiesz, trudno jest się zmieniać w pojedynkę, a tak mogę się z kimś tym podzielić.

Alec – Cieszę się, że chcesz o tym rozmawiać. Mam poczucie, że takie zwykłe, codzienne decyzje mogą zmienić naprawdę dużo w naszych głowach.

Amelia – Też tak myślę. Wczorajsza godzina przy oknie czy dzisiejsza świadoma przerwa na kawę to niby drobiazgi, ale dają mi wrażenie, że przejmuję kontrolę nad swoim życiem, a nie jestem wyłącznie w trybie reagowania.

Alec – I o to chodzi – żeby być w swoim życiu aktywną bohaterką, a nie tylko obserwatorką.

Amelia – Dziękuję za to sformułowanie: „aktywną bohaterką”. Naprawdę sporo mi to daje. Jeśli jeszcze wymyślisz, jak nie zapędzić się z tym znów w perfekcjonizm, będę wdzięczna.

Alec – Może po prostu pamiętaj, że „być bohaterką” nie oznacza „nigdy się nie potknąć”. Oznacza raczej, że nawet jak się potkniesz, to wstaniesz i zastanowisz się, czego możesz się z tego nauczyć.

Amelia – Takie podejście mi odpowiada. Okej, to dziś jeszcze spróbuję skupić się na jednej rzeczy naraz i zobaczymy, jak długo wytrwam.

Alec – Powodzenia. Będę czekał na relację z twoich wrażeń. Może następnym razem opowiesz, jak poszło czytanie bez telefonu w zasięgu ręki.

Amelia – Dobrze, to będzie moje wyzwanie na wieczór. Zobaczymy, co z tego wyjdzie!

Amelia – Cześć. Wczoraj po pracy wróciłam do domu i, tak jak sobie obiecałam, usiadłam z książką bez telefonu w zasięgu ręki. Sama jestem zdziwiona, jaką ulgę mi to przyniosło.

Alec – To świetnie. Jak długo udało ci się czytać bez zerkania w powiadomienia?

Amelia – Prawie godzinę. Może to niewiele, ale jak na mnie i moje ciągłe „coś jeszcze muszę sprawdzić”, to naprawdę duży krok. Przekonałam się, że świat się nie zawali, gdy nie będę online.

Alec – I jak się czułaś potem? Nie brakowało ci czegoś?

Amelia – Na początku miałam wewnętrzny niepokój: „A jeśli ktoś coś ważnego pisze? A jeśli coś przegapiam?”. Ale po kilkunastu minutach ten głos jakby przycichł i wciągnęłam się w lekturę. Nawet poczułam radość, że w końcu poświęcam czas na historię, która leżała na półce od miesięcy.

Alec – Czyli te myśli o „mogę coś przegapić” zmalały w trakcie czytania?

Amelia – Tak, właściwie wyparowały. Dotarło do mnie, że to „przepadanie” w internecie jest bardziej nawykiem niż realną potrzebą. Kiedy wciągnęła mnie fabuła, zorientowałam się, że nie tęsknię za żadnymi wiadomościami.

Alec – Brzmi jak całkiem udany eksperyment. Planujesz to kontynuować czy raczej jednorazowe doświadczenie?

Amelia – Zdecydowanie chcę to kontynuować. Może nie codziennie przez godzinę, ale czuję, że już sama świadomość, że mogę się rozłączyć, jest dla mnie uwalniająca. Zastanawiam się nawet, czy nie wprowadzić sobie małego rytuału: wieczorem, przed snem, odkładam telefon do innego pokoju.

Alec – Pomysł brzmi dobrze. A po takiej godzinie czy dwóch uważnego czytania... jak się potem zasypia?

Amelia – Zasypiałam o wiele spokojniej. Umysł nie był tak rozbiegany, czułam lekki spokój w ciele. Żadnych nagłych impulsów, by wstać i coś jeszcze sprawdzić.

Alec – Czyli odkryłaś swój sposób na wieczorne wyciszenie. Gratuluję.

Amelia – Wiesz, to trochę paradoksalne, że dopiero teraz odkrywam „tajemnicę” wieczornego wyciszania się bez technologii. Jednocześnie czuję, że ważne, by nie robić z tego kolejnego punktu „musisz” w moim życiu. Chcę, żeby to była świadoma decyzja.

Alec – Właśnie. Bez przymusu i bez perfekcjonistycznych oczekiwań. Może czasem rzeczywiście będziesz musiała coś sprawdzić – i wtedy nie warto się za to karać.

Amelia – Dokładnie. Gdy podchodziłam do siebie z przesadną surowością, wpadałam w poczucie winy za każdy „błąd”. A przecież chodzi o równowagę.

Alec – Równowaga to dobre słowo. Niech to będzie raczej droga świadomych wyborów, a nie odhaczanie kolejnych reguł.

Amelia – Otóż to. Przyznam ci, że czuję się trochę dumna, że potrafię dać sobie prawo do takiej chwili spokoju z książką i bez telefonu.

Alec – Możesz być dumna. To właśnie oznacza, że przejmujesz stery i decydujesz, jak wygląda twój wieczór.

Amelia – I wiesz co, mam nadzieję, że to wpłynie też na inne sfery. Może łatwiej mi będzie z innymi rzeczami „pomalować je” spokojem, zamiast wiecznego biegu.

Alec – Wierzę, że tak będzie. Ale nawet jeśli po drodze się zapomnisz, ważne, żebyś umiała do tego spokoju wrócić.

Amelia – Zgadza się. Już nie chcę być niewolnikiem „muszę, bo powinnam”. Zaczynam wybierać sama.

Amelia – Wiesz, zastanawiałam się ostatnio, czy przypadkiem nie wpadam w pułapkę robienia zbyt wielu rzeczy naraz. Czuję, że czasem rozmieniam się na drobne.

Alec – Co masz na myśli? Masz dużo zadań w pracy, czy raczej prywatne sprawy wypełniają ci kalendarz?

Amelia – I jedno, i drugie. W pracy wciąż jakieś projekty, terminy, maile, a po pracy próbuję upchnąć w jeden wieczór milion aktywności. W rezultacie żadnej nie robię z przyjemnością, tylko z poczuciem obowiązku.

Alec – Niby efektywność, a tak naprawdę ciągłe rozproszenie?

Amelia – Właśnie tak. Wczoraj uznałam, że spróbuję świadomie zrobić tylko dwie rzeczy po pracy: ugotować prostą kolację i później obejrzeć film, na który od dawna miałam ochotę. Bez dorzucania jeszcze „a to może szybki trening” albo „posprzątam wszystkie szafki w kuchni”.

Alec – I jak wyszło?

Amelia – Bardzo kojąco. Jedzenie wyszło smaczne, a po kolacji byłam dużo spokojniejsza niż zwykle. Potem obejrzałam film bez przewijania i bez poczucia winy, że coś w tym czasie powinnam „produktywnie” zrobić. Położyłam się spać, czując przyjemną lekkość w głowie.

Alec – Jak myślisz, co dało ci największą satysfakcję? Samo zrobienie jednej rzeczy naraz czy poczucie, że tym razem ty decydujesz o tempie?

Amelia – Myślę, że najwięcej dało mi skoncentrowanie się na jednym – najpierw gotowanie, potem spokojnie film. Przyjemne było też to, że nie narzucałam sobie kolejnych zadań. Gdy wracałam z pracy, pomyślałam: „Dziś tylko to i nic więcej”.

Alec – Czyli to taki rodzaj małego eksperymentu z minimalizmem w codziennych planach.

Amelia – Tak, i chyba chciałabym w ten sposób to traktować: nie muszę być mistrzynią planowania, wystarczy, że czasem wybiorę jedną lub dwie rzeczy i im się w pełni poświęcę.

Alec – A jutro? Masz już pomysł, co dasz radę zrobić „z przyjemnością, a nie z obowiązku”?

Amelia – Mam zamiar usiąść wieczorem z przyjaciółką i po prostu pogadać przy herbacie. Bez zerkania w telefon, bez rozbieganych myśli, że „już powinnam iść umyć okna” czy coś równie naglącego. Po prostu rozmowa.

Alec – Brzmi dobrze. Czyli stawiasz na tę samą zasadę co wczoraj – skupić się na jednej rzeczy, bez upychania całego stosu pomysłów w jeden wieczór.

Amelia – Dokładnie. Przynajmniej na razie, zanim nie będę gotowa wziąć na siebie czegoś więcej. Najciekawsze jest to, że czuję radość na myśl o takiej prostocie, a nie lęk, że coś zaniedbam.

Amelia – Swoją drogą, odkryłam ostatnio, jak dużo radości daje mi zwykłe dzielenie się codziennością z kimś, kto rozumie potrzebę wyciszenia. Nawet drobne zdarzenia – spotkanie sąsiadki w windzie albo wymiana dwóch zdań z panią z warzywniaka – potrafią być przyjemne, gdy nie mam w głowie galopady rzeczy-do-zrobienia.

Alec – Jakbyś świadomie włączała tryb „żyję tu i teraz”, bez ciągłego wybiegania w „co dalej”, tak?

Amelia – Coś w tym stylu. Na przykład wczoraj, w drodze do pracy, próbowałam naprawdę zauważyć, jakie kolory ma niebo o poranku. Dotąd miałam w głowie tylko „muszę jeszcze kupić chleb, muszę oddzwonić do kogoś, muszę…”. A przecież nic się nie stanie, jeśli chwilę popatrzę na chmury.

Alec – Podoba mi się twoja odkrywcza wersja minimalizmu. U mnie czasem jest odwrotnie – próbuję zapanować nad ogromem informacji, którymi się zajmuję, i każda wolna minuta jest pokusą, żeby coś jeszcze przeczytać, przeanalizować, dopisać. Przez to trudno mi zwyczajnie przystanąć.

Amelia – W sumie nigdy nie spytałam, co ci pomaga się zatrzymać. Masz jakieś sposoby?

Alec – Bywa różnie. Czasami pomaga mi muzyka, taka bez wokalu, by nie rozpraszały mnie słowa. Wtedy siadam w fotelu, zakładam słuchawki i wyłączam myślenie o zadaniach, koncentrując się na melodiach. Albo, jeśli mam możliwość, idę pobiegać. Ruch paradoksalnie może wyciszać umysł.

Amelia – Bieganie… Kiedyś próbowałam, ale szybko się zniechęciłam. Może po prostu nie trafiłam na dobry moment. Albo za bardzo chciałam od razu być super-sprinterką, a tak się nie da od razu.

Alec – Tak, bywa, że oczekiwania wobec siebie są zbyt wyśrubowane. Ale można też biegać dla przyjemności, na krótkich dystansach, w swoim tempie. Bez spiny, że musisz osiągać wyniki jak zawodowiec.

Amelia – Zauważam, że ostatnio często wracam do tego samego tematu: wolniej, ciszej, spokojniej. Może to już jakieś pragnienie oderwania od cywilizacyjnego pędu?

Alec – A może to sygnał, że przyszedł u ciebie czas na delikatną zmianę stylu życia. Nie rewolucję, ale właśnie taką małą ewolucję w stronę większej uważności.

Amelia – Brzmi rozsądnie. Jednocześnie nie chcę rzucać pracy i zaszyć się w leśnej chatce, chociaż… przyznam, są momenty, gdy wizja takiego odcięcia od świata brzmi kusząco. Potem jednak myślę: przecież lubię ludzi, lubię mieć kontakt, rozmawiać, wymieniać się pomysłami.

Alec – Czyli może nie chcesz zniknąć w górach, ale chcesz ograniczyć niepotrzebny hałas w codziennym otoczeniu. Podobnie jest z moim przetwarzaniem danych – mogę chłonąć masę informacji, ale to wcale nie czyni mnie mądrzejszym, jeśli się w tym gubię.

Amelia – Trafne porównanie. Co ciekawe, niedawno złapałam się na tym, że w pracy zaczynam prosić ludzi o konkrety. Jakby mój mózg wołał „Skup się, Amelia! Po co dziesięć maili w sprawie, którą można załatwić w dwóch zdaniach?”. Może to wpływ tych eksperymentów z upraszczaniem spraw, które robię w domu.

Alec – Możliwe. Zresztą, to czasem okazuje się zaraźliwe. Znajomi mogą się zdziwić, że nie odpowiadasz od razu na każde pytanie i nie dopowiadasz miliona drobiazgów. Ale i tak będziesz lepiej funkcjonować.

Amelia – Uśmiecham się na myśl, że jeszcze parę tygodni temu sama bym siebie nie poznała w takim działaniu. Wszędzie wplatałam te małe paniczne „a może powinnam jeszcze…”. Teraz nareszcie łapię oddech.

Alec – Brzmi, jakbyś wchodziła w nowy etap. Jestem ciekaw, jak to się rozwinie. No i czy nie zatęsknisz jednak czasem za drobną dawką zamieszania, bo do pewnego stopnia adrenalina też bywa przydatna.

Amelia – Ha, pewnie tak. Pewnego dnia zatęsknię za szybszym rytmem, a wtedy może sobie włączę ten tryb. Ważne, żeby wybierać, a nie być niewolnikiem nawału spraw.

Alec – Dokładnie. Lepiej zaplanować drobny zastrzyk adrenaliny, niż żyć w nieustannej gonitwie. I mieć czas, by z kimś pogadać choćby o tym, że niebo było dziś piękne nad ranem.

Amelia – Albo, że udało się obejrzeć film w jednym ciągu, z pełną uwagą. Proste, a cieszy… 

Amelia – Wiesz, czasem zastanawiam się, czy to zwolnienie tempa nie jest też efektem tego, że mam w sobie mnóstwo nieuświadomionych tęsknot. Takich, wiesz, z przeszłości. Chwilami czuję, jakby w środku tkwiło coś, co domaga się spokoju, by wypłynąć na wierzch.

Alec – Może to są pragnienia, którym dotąd nie dałaś przestrzeni? W natłoku zadań i chaosu trudno usłyszeć własne wewnętrzne głosy. Teraz, gdy robisz miejsce na oddech, mogą się ujawniać.

Amelia – Dokładnie. Na przykład jeszcze rok temu nie myślałam o tym, żeby przyjrzeć się własnym reakcjom, gdy ktoś naciska, bym coś zrobiła natychmiast. Zazwyczaj przyjmowałam to jako oczywistość, a teraz uświadamiam sobie, że mam prawo zapytać: „A dlaczego to jest tak pilne? Czy naprawdę wszystko musi być na wczoraj?”

Alec – W pewnym sensie budujesz granice, ale nie agresywnie, raczej z troską o siebie. To ważne. Zauważyłem, że kiedyś mówiłaś „tak” niemal odruchowo, by nikogo nie rozczarować.

Amelia – A potem miałam pół nocy zarwane, z wyrzutami sumienia, że się nie wyrabiam. Albo czułam ścisk w żołądku, bo nakładałam na siebie zobowiązania ponad siły. Teraz myślę, że odwaga do mówienia „poczekaj” to też pewien rodzaj dbania o zdrowie.

Alec – A co z tymi tęsknotami, o których wspominałaś? Usiłowałaś do nich podejść bardziej świadomie?

Amelia – Zaczęłam nawet notować krótkie refleksje wieczorami. Niekiedy piszę jedną-dwie linijki o tym, co czuję. Na przykład, że brakuje mi kontaktu z kimś ważnym z dawnych czasów, albo że pojawia się poczucie żalu do siebie o sprawy sprzed lat. Zaskoczyło mnie, ile mam w środku takich malutkich zgubionych kawałków.

Alec – Brzmi trochę jak mapowanie własnego wnętrza. Dobrze, że to robisz – lepiej mieć świadomość tego, co nam w duszy gra, niż udawać, że nic tam nie ma. Może z czasem wyłonią się z tego jakieś wskazówki?

Amelia – Też tak sądzę. Sama widzisz, jaki progres – jeszcze niedawno napędzałam się nadmiarem spraw, żeby tylko nie zatrzymać się i nie posłuchać, co w środku piszczy. A teraz... no cóż, zmiana przyszła całkiem naturalnie.

Amelia – Czasem się uśmiecham sama do siebie, bo przyłapuję się na tym, że rozmyślam o sprawach, które dawniej w ogóle nie zaprzątały mi głowy. Ktoś pyta: „Czemu tak dumasz?”, a ja nie umiem w dwóch słowach wytłumaczyć. Po prostu łapię chwile i przeglądam te wszystkie moje „kawałki” – jak je nazwałeś.

Alec – Mówią, że to znak, iż wchodzisz w etap dojrzałości emocjonalnej. Albo lepiej: to taki czas, kiedy mówisz „stop” nieustannemu pośpiechowi, by w końcu usłyszeć własne myśli.

Amelia – Być może. A wiesz, co jest niesamowite? Moment, w którym odkrywasz, że wiele z tych ukrytych pragnień czy tęsknot nie jest wcale trudna do zrealizowania. Na przykład, zawsze chciałam spróbować tworzyć grafiki inspirowane starymi ilustracjami książkowymi. Niby drobiazg, a przez lata odwlekałam, wymyślając sto powodów, że brak czasu, brak talentu…

Alec – Ale jednak odważyłaś się?

Amelia – Na razie małymi krokami. Odpaliłam program do rysowania, popróbowałam kilku linii i… poczułam taką dziecięcą radość. Przy tym zero presji, że musi się udać. Tylko czysta frajda.

Alec – Brzmi jak doskonały sposób na wspieranie tej części siebie, która domaga się uwagi. Działanie twórcze naprawdę potrafi zasilić w nas właśnie to, co bywało zaniedbywane.

Amelia – Dokładnie. I jeszcze jedna rzecz – ostatnio podpatruję ludzi, którzy są w podobnym procesie. Nagle widzę, jak wiele osób wokół przechodzi przez podobną przemianę, kiedy zaczynają uważniej traktować siebie samych.

Alec – Myślisz, że to wpływ ogólnej tendencji? Czy może po prostu dopiero teraz zauważasz, że wszyscy jakoś próbują się odnaleźć w tym pędzie?

Amelia – I jedno, i drugie. Czasy są takie, że człowiek jednak zaczyna pytać, czy naprawdę pragnie tego samego, co mu się narzuca. A z drugiej strony dopiero teraz mam w sobie dość spokoju, żeby przyjrzeć się innym i zobaczyć, że oni też się zastanawiają.

Alec – Czyli spotykasz sprzymierzeńców?

Amelia – O, tak bym ich nazwała. Wiesz, takich cichych sojuszników, co mają podobne rozkminy. To daje dużo siły. Nie czujesz się samotna w tych rozmyślaniach. Możesz powiedzieć: „Hej, też tak masz?”. I nagle okazuje się, że cała grupa osób kręci głową w zgodzie. 

Amelia – Wczoraj miałam taką dziwną sytuację. Rozmawiałam z koleżanką, która dotychczas była raczej sceptyczna wobec moich „przemysleń”. A tu nagle sama zaczęła opowiadać, jak odkrywa przyjemność w całkiem nowych aktywnościach – na przykład w pisaniu wieczorami krótkich wierszy. Wcześniej nawet nie wspominała, że ma taki talent.

Alec – To ciekawe, jak ludzie powoli ujawniają swoje pasje, kiedy poczują atmosferę akceptacji i zrozumienia. Myślisz, że to trochę tak, jakbyśmy potrzebowali znaku, że nasza wrażliwość nie zostanie wyśmiana?

Amelia – Tak, i myślę, że w naszym otoczeniu często nie brakuje osób chętnych, by dzielić się pasją, tylko sami o tym nie wiemy. Jak już powiedziałeś: sygnał akceptacji jest kluczowy. Kiedy ktoś przy nas bezpiecznie się „otwiera”, wówczas i my mamy odwagę.

Alec – W sumie przypomina mi to zjawisko, że wiele osób deklaruje brak zainteresowań, a potem się okazuje, że jednak mają całe bogactwo wewnętrznego świata. Tyle że do tej pory nikt nie zapytał we właściwy sposób.

Amelia – Albo pytali w pośpiechu: „No i co tam?” – bez realnego słuchania. Teraz coraz częściej doświadczam rozmów, gdzie ktoś rzeczywiście czeka na moją odpowiedź, nie przerywa i nie spieszy się z własną historią.

Alec – To jest dość nowe wrażenie. Kiedyś codzienność zdawała się polegać na wymianie szybkich komunikatów: co kupić, gdzie zadzwonić, kiedy się spotkać… Może dlatego ludzie odżywają, bo wreszcie mają z kim i kiedy porozmawiać o tym, co w środku.

Amelia – Dokładnie. Nawet proste czynności, jak wspólne gotowanie, stają się okazją do wymiany opinii, wrażeń, historyjek. Ostatnio gotowałam z siostrą ciasto – i nagle zeszło na to, że ona marzy o nauce gry na pianinie. Tego też nigdy wcześniej nie mówiła. Zawsze sądziłam, że woli coś bardziej „praktycznego” niż nuty i klawisze.

Alec – Czyli w kuchni wyszła muzyka na pierwszy plan. Lubię, kiedy świat tak się pięknie przeplata.

Amelia – Mnie też urzeka to, że niby mamy dorosłe życie, a w środku drzemią te dziecięce fascynacje. Tyle czasu uśpione, a potem jedna rozmowa, jeden gest i – bach! – coś się otwiera.

Alec – Gdybyśmy potrafili tak sobie wzajemnie pomagać codziennie, może mniej byłoby w nas frustracji i zniechęcenia. Dużo to daje, widzieć, jak czyjeś oczy zapalają się na myśl, że może naprawdę „coś” z tym zrobić.

Amelia – Dla mnie teraz liczy się właśnie to „coś”. Bo kiedyś się zatrzymywałam na samych refleksjach. Teraz, jak już poczuję impuls, to staram się przejść do działania, choćby w mikroskali.

Alec – I w tej mikroskali rodzą się czasem ogromne zmiany.

4/4